Czy wiecie, jak trudno jest napisać fajną relację z czegoś, co wydarzyło się dwa tygodnie wcześniej?

Ja nie, bo nawet nie spróbowałem. Tegoroczne Blog Forum Gdańsk zostało już tak dobrze opisane, przez tak wiele osób, które z pewnością lepiej niż ja wiedzą, które prelekcje były wartościowe i jak wiele ważnych rzeczy się tam wydarzyło, że nie ma większej potrzeby, żebym dokładał do tego swoją cegiełkę.
Ale zawsze mogę opisać, jak w teatrze pełnym blogerów odnalazł się człowiek, któremu blogerki zniszczyły życie.

I jego dziewczyna.

I to jest dobre miejsce, żeby zacząć. Wiecie, że miałem napisane na identyfikatorze “Blogerki zniszczyły mi życie”? Nie wiem, ilu z was było kiedyś na imprezie branżowej/konferencji/w jakimkolwiek innym miejscu, w którym każą ci nosić identyfikator, więc pozwolę sobie wytłumaczyć, o co chodzi. Na wszelkiego rodzaju spendach są dwa sposoby na określenie, kto kim jest i czy warto z nim rozmawiać. 

Pierwsza, to uważnie przyglądać się, kto koło kogo stoi, i co ważniejsze, kto z kim rozmawia. Dlatego jestem bardzo wdzięczny wszystkim świetnym ludziom, którzy nie mieli oporów, żeby obok mnie postać i porozmawiać. Jak tacy MarcinOla. Janek bardzo. Piękne, mądre i tak dalej Kasia, Eliza, Natalia. Czarna Monika. Najlepsza Matylda. AndrzejKarolina. I jeszcze jeden Marcin. Jezu, i Agnieszka jeszcze. I najsmaczniejszą Pauliną. I jeszcze z tysiąc fajnych osób (tak naprawdę trochę mniej). Nawet pierwszą w życiu wegankę poznałem i prawie dałem się przekonać, że weganie nie stoją od nas niżej w łańcuchu pokarmowym. Takich fajnych ludzi tam spotkałem i dzięki nim nie przepadłem.

Druga, to identyfikator. Wiecie, jak fajnie na blogowej imprezie mieć na nim napisane “Blogerki zniszczyły mi życie”? O tak fajnie:

– To gdzie ty właściwie piszesz? – zapytał ktoś lekko chwiejnym głosem, próbując zrozumieć nazwę na identyfikatorze.

– Nie, ja nie piszę. Ja tu jako ofiara jestem.

I trach, hahah, lody przełamane i zostaję dopuszczony do piersiówki.

Niestety, okołokorporacyjne sztuczki nie zawsze działają w tak żywym ekosystemie jak blogosfera. Weźmy takie szafiarki. Wiecie, jak trudno jest rozpoznać szafiarkę? To znaczy stwierdzić, że to przed tobą to szafiarka, jest względnie łatwo. Wszystkie starają się wyglądać zupełnie inaczej, przez co wyglądają prawie dokładnie tak samo. A musicie wiedzieć, ja bardzo chciałem je wszystkie poznać. Przecież to cheerleaderki internetu. Kto nie chciałby wedrzeć się w łaski cheerleaderki? Ale jak odróżnić je od siebie? Ja tego nie ogarnąłem, na szczęście pomogła K, która cały czas obserwowała BFG na streamie.

– Idź pod ściankę.

– Stoję pod ścianą. Dobrze wiesz, że nikt mnie nie lubi i zawsze stoją pod ścianą.

– Idź pod tą ściankę niedaleko wejścia, gdzie wszyscy robią sobie zdjęcia. Szafiarka nie wytrzyma godziny bez pstrykania fotek. W tym samym czasie sprawdzaj na Insta #BFGdansk. Obczajasz fotki, które się pojawiają, i od razu wiesz, kto przed tobą stoi.

Działało. Chociaż działałoby sprawniej, gdyby na zdjęciach nie tagowały milionów osób, których na nich nie było.

W ogóle imprezę zdominowała K. Podczas kiedy ja z uwagą słuchałem prelekcji, ona wylegiwała się w łóżku i, jak przewidziałem, szlajała się po sklepach. A kiedy przyszła wieczorna impreza integracyjna, ja byłem wyczerpany, a ona brylowała. Och, jak ona brylowała. Uwiodła kilka kobiet, rozkochała w sobie kilku mężczyzn, postawiła mi drinka i stłukła komuś stolik. A nawet nie zdążyła na nim zatańczyć. To już na zawsze chyba będzie tak, że ona będzie mieć ciekawe życie, a ja będę kronikarzem. No takie sikanie weźmy.
Ja, wiecznie żądny przygód, w zupełnie nowym miejscu mylę się i całkowitym przypadkiem wchodzę do damskiej toalety i niechcący nie zamykam za sobą drzwi. Co mnie spotyka? Absolutnie nic! Poza tym, że wchodzi za mną niezidentyfikowana brunetka, śmieje się, wychodzi, dalej się śmieje, mówi koleżance, że widziała, jak Konrad sika, i wciąż się śmieje.
K wchodzi do łazienki, a tam obca jej dziewczyna wykrzykuje, że “Boże, K, jak ja się cieszę, że istniejesz!”.

No czy to jest sprawiedliwe?

Ale nie narzekam, było świetnie. Naprawdę, nie wiem, co takiego jest w blogerach, że są w większości naprawdę fajnymi ludźmi (jak na ludzi). Wydaje mi się, że może mieć to związek z tym, że żeby wyjść do ludzi i opowiadać historie, trzeba mieć poczucie bycia wyjątkowym i wielkie jaja. A ja strasznie lubię ludzi z takim poczuciem i wielkimi jajami.

PS. Odpowiadając na pytanie z przedostatniego akapitu.
Nie, nie jest.

Ale wiecie, co jest sprawiedliwe?
Klopsiki.
Przed BFG byłem prawdopodobnie ostatnim człowiekiem na świecie, który nie jadł klopsików z IKEA. Jakoś nigdy nie leżało mi kupowanie mięsa w sklepie meblowym. Byłem głupcem, wiele straciłem, kocham klopsy, zjadłem ich milion. Teraz jestem już dokładnie taki sam, jak każdy, poza tym, że jeszcze nigdy nie jadłem hot dogów z IKEA, bo o ile przekonałem się do kupowania mięsa w sklepie z meblami, to dalej nie rozumiem, jak upośledzone instynkty trzeba mieć, żeby w sklepie z meblami jeść parówkę w bułce za złotówkę.
Podpowiedź. Wiecie, jakie są skutki uboczne produkcji mebli?
Trociny i ucięte palce.
Jak rozpoznać szafiarkę