Olsztyn, 31 marca 2015 roku

Cześć!

Nie planowałem dzisiaj pisać notki. Dalej nie planuję.
Dzisiaj pragnę zrobić coś innego.
Coś, czego nie robiłem od lat.
Dzisiaj napiszę list.
Do Ciebie.

To będzie trochę dziwny list, bo cały list będzie tylko i wyłącznie o tym, dlaczego postanowiłem napisać do Ciebie list. Piszę go bardzo powoli, uważnie ważąc każde słowo. Zupełnie inaczej niż zwykle, bo pomimo korzystania z klawiatury, staram się pisać go tak, jakbym pisał ręcznie. Bez cofania słów. Bez kopiuj-wklej. Jedyna korekta, jaką dostanie, to taka, jaką mógłby dostać na papierze. Skreślenia, dostrawione brakujące przecinki, kto wie, może jakiś dopisek na marginesie. Chyba że walnę jakiś naprawdę straszny błąd. Na tyle straszny, że przezwyciężę wrodzone lenistwo i napiszę od nowa. Przez chwilę rozważałem, czy faktycznie nie napisać go ręcznie, ale obawiam się, że 90% z was nie byłoby w stanie go odczytać. Zdiagnozowałem u siebie wtórny analfabetyzm. Ostatnio gubię się, nawet składając podpisy.

żeby wyjaśnić, dlaczego do ciebie piszę, musimy cofnąć się o kilka lat. Mniej więcej do wiosny 2012. Mógłbym to sprawdzić, ale celowo odłączyłem się od internetu aż do chwili, w której skończę pisać. Wtedfy (pięknie, za bardzo się rozpędziłem) dołączyłem do The Listserve.
The Listserve to grupa mailingowa. Ale też coś znacznie więcej. The Listserve to loteria i nośnik historii. Kiedy zaczynali, reklamowali się hasłem, jheśli dobrze pamiętam, “what would you say to 1 million people?”. Jeśli wpiszesz je w youtube, powinieneś znaleźć spot, który mnie wtedy uwiódł. Celem było zgromadzenie jak największej liczby osób, z których każda miała mieć szansę, jedną szansę, napisać do pozostałych. W zależności od preferencji mniej, lub bardziej anonimowo. Kto by nie chciał napisać do miliona?
Wiem, że ja bym chciał chcę.
Każdego dnia wszyscy zapisani dostają maila od jednego szczęśliwca, który tym razem wygrał loterię i dostał wiadomość zaczynającą się od “You’ve won The Listserve lottery”.

Loteria trwa od prawie trzech lat. Przez ten czas przeczytałem wiele listów. Naprawdę wiele. Nie wszystkie, nie każdy potrafił mnie wciągnąć, ale chyba każdemu dałem szansę. Kiedy o nich myślę, nazywam je historiami, choć nie zawsze nimi były. Listy bywały zabawne, przejmujące, smutne, tragiczne. Napisane raz lepiej, a raz gorzej. Wiele z nich zaczynało się od słów, które po polsku mogłyby brzmieć “wiele razy zastanawiałem się, co bym napisał, gdybym to ja został wylosowany”.

Wiele razy zastanawiałem się, co ja bym napisał, gdybym to ja został wylosowany. Naprawdę wiele. Tak wiele wiele. Podejrzewam, że zużyłem, żeby nie powiedzieć zmarnotrawiłem, na to godziny, które zebrane do kupy pozwoliłyby osiągnąć coś naprawdę dużego. Ale nie da się zebrać ich do kupy.
Mijał czas, zmieniały się pory roku, zmieniałem się ja i zmieniało się przesłanie, które zamierzałem wysłać do miliona. Nigdy nie miałem okazji.
Przez ostatni rok czytałem te listy mniej systematycznie. Nie codziennie, jak wcześniej miałem w zwyczaju. Odkładały się po kilka. I chyba w pewien sposób przestałem liczyć na to, że w końcu padnie na mnie.

Aż do dzisiaj.
Znasz to uczucie, kiedy widzisz coś przez ułamek sekundy i dopiero po chwili leniwa szara masa, którą z braku lepszego słowa nazywasz mózgiem, składa to w całość i mówi ci, co widziałeś?
Pewnie, że z nasz.
Miałem to dzisiaj, kiedy rzuciłem okiem na prywatnego maila. Ot tak, podczas rozmowy, w trakcie przerwy na fajka, przy okazji sprawdzania godziny na telefonie.
Wyłapałem tylko dwa słowa. “Win”. “Lottery”.
Dlaczego od razu, z miejsca, skojarzyłem to z The Listserve? Nie mam pojęcia. Może aż tak bardzo chciałem mieć szansę powiedzieć coś do miliona osób. Gdzieś głęboko, podświadomie.
Ucieszyłem się.
Przestraszyłem się.
Co ja, kurwa, napiszę?

Nic. Przynajmniej nie tym razem. To tylko spam. Wygrałem miliardy dolarów. Nie chciałem tych miliardów, chciałem tylko coś powiedzieć.
Nie powiem.
Ale, przez ten spam, pierwszy raz od lat wszedłem na thelistserve.com. Wszedłem sprawdzić wciąż bijący licznik członków. Do ilu osób nie trafi dziś moje przesłanie. Ile osób nie pozna przeczyta tych szalenie ważnych słów.

Trochę ponad 23.500.
Trochę ponad dwadzieścia trzy tysiące pięćset osób.

Jest 31 marca 20165 roku. Ten miesiąc to pierwszy miesiąc, kiedy blog przekroczył 30.000 unikalnych użytkowników. W ciągu ostatnich trzydziestu jeden dni było na nim sześć i pół tysiąca więcej osób, niż jest zapisanych do The Listserve. Dwa razy więcej, niż liczy miasteczko, w którym się wychowałem.
Ponad 30.000 zasięgu mają co lepsze posty na fanpageu.
Od początku istnienia bloga tych osób było ponad 220.000.
Prawie półtora miliona odsłon.
Półtora miliona.
Najpopularniejszy tekst, jeśli wierzyć statystykom, został wyświetlony prawie trzydzieści tysięcy razy.

Jest 31 marca 2015 roku.
Przestałem czekać, aż wygram na loterii szansę napisania listu.
Wciąż będę czytał listy innych (może nawet Twoje, jeśli przez mój list postanowisz dołączyć do The Listserve albo już tam jesteś), ale już nie myśląc o tym, co powiem, kiedy padnie na mnie.
Wolę pisać do Ciebie. I, może, tylko może, kiedyś będzie ciebie milion. Wiem, że milion wyświetleń jednego tekstu to trochę mzonka, ale szczerze wierzę, że bardziej prawdopodobna niż 23.500:1 (- ci, którzy byli, + ci, którzy przybędą).
A nawet jeśli nie, to co?
Od kiedy w mówieniu chodzi o to, żeby zostać usłyszanym?

Pozdrawiam,
Twój Konrad :*

PS No i jak zwykle skupiłem się na sobie. Ten typ tak ma. Napisz co u ciebie. Tu, na The Listserve. Gdziekolwiek.

PPS Właśnie przeczytałem, co napisałem, dostawiłem milion przecinków (dobrze, że zazwyczaj o nich zapominam, zamiast postawić za dużo) i stwierdziłem, że teraz napisałbym to zupełnie inaczej. Ale przecież nie będę tego przepisywał jak jakiś porządny człowiek, nie?

PPPS Pozdrów mamę.