Wiecie, że o mały włos nie obejrzałbym tego filmu? Pomimo tego, że uwielbiam Refna, i pomimo tego, że podobał mi się trailer. Bo zasugerowałem się opinią znajomych, którzy nie zostawili na nim suchej nitki.

A później poznałem kolejne, pełne zachwytu opinie. Generalnie dużo bardzo krytycznych i równie dużo bardzo pochlebnych opinii. A wiecie, co mówią o filmach z tak spolaryzowanymi opiniami? Że mają bardzo spolaryzowane opinie. Więc poszedłem. I wyszedłem zachwycony.

Chociaż doskonale rozumiem tych, którym film się nie podobał. Albo inaczej, doskonale rozumiem, że tacy ludzie są i mogą się zdarzyć też wśród was. Bo wiele rzeczy, które Neon Demon się zarzuca, zarzuca się trafnie.

Czy film jest płytki? Może. W pewnej warstwie. Ale czy pokazanie świata modelingu, skupionego na pięknie i powierzchowności w na pozór płytkiej fabule, nie jest co najmniej ciekawym zabiegiem?

Beauty isn’t everything. It’s the only thing.

Moim zdaniem jest. Wyobraźcie sobie Dogonić marzenia albo inną sztampową hollywoodzką opowieść o prostej dziewczynie z małego miasteczka, która przekonana o swoim talencie (w tym wypadku przekonana o braku talentu, ale za to pewna swojej urody) przybywa do wielkiego miasta spotkać swoje przeznaczenie w postaci sławy, pieniędzy i pięknych sukienek.

I can’t sing, I can’t dance, I can’t write…
No real talent.
But I’m pretty, and I can make money off pretty.

I teraz wyobraźcie sobie, że ta opowieść nie potrzebuje nawet dwóch kwadransów, żeby zacząć odjeżdżać w stronę filmów Lyncha. I zanim się skończy, zalicza po drodze tyle fetyszy, tropów, odniesień, że nie wystarczyłoby mi sił w palcach, żeby wszystkie spisać. Jestem strasznie ciekaw, czy ktoś z was wyczuł odniesienie do klasyki disneyowskich bajek w tym samym momencie, co ja.

Poza tym to film piękny. Refn jest estetą i widać to w każdym jego filmie, ale Neon Demon to krok dalej. Czasami sprawia wrażenie wizualnej orgii dla samej wizualnej orgii. I nie jest to, przynajmniej dla mnie, zarzutem. Mroczna, przesycona neonami stylistyka w połączeniu z genialną muzyką (kto pokochał muzykę z “Drive” pokocha też ten soundtrack) sprawia, że można ten film oglądać jak teledysk. Obłędny, genialnie nakręcony teledysk. Mógłbym wskakiwać w ten film w losowej minucie i oglądać przez kilka chwil tylko po to, żeby nacieszyć oczy. I pewnie dać się ponieść i oglądać do końca. Natasha Braier, autorka zdjęć, tak brawurowo popisuje się swoimi umiejętnościami, tak sypie z rękawa sztuczkami, jakby chciała coś komuś koniecznie udowodnić. Mnie udowodniła. Nie pamiętam, kiedy widziałem tak dobre zdjęcia, jak ujęcia z planów. Albo chwila, w której główna bohaterka podpisuje dokumenty. Zwróćcie na ten moment uwagę.

Nothing fake, nothing false.
A diamond in a sea of glass.

Neon Demon to film piękny, wulgarny, seksowny, obrazoburczy, surrealistyczny i mroczny. Niekoniecznie w tej kolejności. K twierdzi, że to film na wskroś kobiecy i zastanawia się, jak ktoś poza Sofią Coppolą mógł taki film nakręcić.
To film, na którym czujesz się jak na środku wybiegu, tylko po to, żeby za moment poczuć się jak w środku sabatu czarownic.

Who wants sour milk
when you can get fresh meat?

Neon Demon to film, z którego wyszedłem z ogromnym uśmiechem na twarzy. I ten uśmiech nie schodził z niej do końca wieczoru. Prawdopodobnie zasypiałem drapieżnie wyszczerzony i spałem tak całą noc, bo kiedy rano się obudziłem, ten uśmiech ciągle tam był.
Moim zdaniem dla takich filmów powstało kino. Tak kino powinno mi robić. Podejrzewam, że film powoli schodzi z afiszy, ale jeśli macie możliwość zobaczyć go w kinie, to polecam, bo mały ekran obedrze was z przyjemności, jak zazdrosna modelka ze…
A zresztą. Nieważne.