Nie ma cię, nie ma mnie, nas nie ma, ich też nie ma.
Wszyscy się sobie wydajemy i to bardzo oczyszczająca myśl jest.

Wpadłem na to, obrabiając zdjęcia z ostatniego spaceru.
– Zobacz, jak fajnie zagrało światło na twojej twarzy – powiedziałem do swojej narzeczonej, podtykając jej laptop i wciskając się na kanapę, na której długości się wyciągnęła, kocią metodą próbując obniżyć temperaturę ciała, podczas jednego z pierwszych upalnych dni czerwca, który na bank okaże się rekordowym pod względem temperatur.
– Fajnie, ale to nie ja.
– Jak nie ty? Ładnie przecież wyszłaś.
– No tak – odpowiedziała tonem nauczycielki tłumaczącej nierozgarniętemu uczniakowi oczywistość. Nie przeszkadza mi ten ton, prawdę mówiąc, zawsze miałem na bucket liście romans z nauczycielką. – Nie mówię, że brzydko. Mówię, że jak nie ja.

Spojrzałem na zdjęcie, na nią, jeszcze raz na zdjęcie, znowu na nią. Moim zdaniem ta sama osoba, ale przecież nie będę się z nią kłócił, przecież sama najlepiej wie, kim jest, prawda?
Niby oczywista prawda, ale tak już jestem skonstruowany, taką mam fabryczną wadę, że sobie oczywiste prawdy potrafię w głowie rozkładać całymi godzinami, nocami, czasami latami. No i rozkładałem tę prawdę, a że ostatnio robiliśmy dużo zdjęć, to ten rozkład wyszedł mi przez fotograficzny pryzmat /pun intended/.

Weź do ręki telefon. Włącz przednią kamerę i popatrz na osobę, którą widzisz. Obróć się w jedną i drugą stronę. Ustaw się twarzą do słońca i plecami do niego. Patrz na siebie przez cały czas, nie spuszczaj z siebie oka. Wiem, że będzie trudno, że pod niektórymi kątami będziesz wyglądać dużo gorzej, a pod innymi dużo lepiej. A później zrób to o innych porach dnia. Zrób to rano, w samo południe, w pełnym słońcu i o złotej godzinie.
Można to robić dalej, zmieniać ogniskowe, przybliżać obraz, oddalać go, zmieniać ekspozycję. Ale jeśli nie chce ci się tego robić, to zaufaj temu, co powiem.

Za każdym razem będziesz wyglądać inaczej.

Każda, nawet najmniejsza zmiana kąta, sprawi, że zobaczysz innego człowieka. Czasami trochę innego, a czasami zupełnie innego. Dokładnie tak jak w życiu.

Widzisz się w określony sposób. Masz wyrobioną na swój temat opinię. Masz pewność, kim jesteś, albo przynajmniej jakieś dosyć mocne wyobrażenie o sobie. Ale jesteś tą osobą tylko według siebie.
Każda inna osoba patrzy na ciebie pod innym kątem, widzi cię w innym świetle. Każdy odbiera cię w zupełnie inny sposób. Twoi rodzice? Znają cię oboje tyle samo czasu, widzieli, jak dorastasz, kim się stajesz, przez co się taki stajesz, a oboje będą widzieć w tobie różne osoby. Każdy z twoich przyjaciół, znajomych, twoja babcia i anonimowy obserwator na instagramie, noszą w głowie i sercu inny portret twojej osoby. I inną wizję tego, kim powinieneś być.

I czy to nie jest odświeżające?
Myśl, że nie tylko nie jesteś w stanie sprostać niczyim oczekiwaniom, temu, jaki powinieneś być, bo nawet co do tego, jaki jesteś, nikt nie jest zgodny?
Nie ma cię. Nie ma cię takiego, jakim cię widzą wszyscy inni.
Czy to nie jest dobry powód, żeby przestać się tym przejmować i skupić się na tym, co naprawdę ważne?
Na tym, kim jesteś dla siebie.
Jak siebie widzisz.
Czego od siebie i dla siebie chcesz.