Czasami najzwyklejsze wydarzenie, coś pozornie nieznaczącego, potrafi prowadzić do zaskakujących odkryć.

W moim przypadku zdarzyło się to w ostatni poniedziałek. Tego dnia rozpoczął się mój skomplikowany, choć nie aż tak długi, proces myślowy, który przyniósł jeden zaskakujący wniosek.

Nie mam zielonego pojęcia, jaki jest mój typ kobiety. Co więcej, jestem pewien, że ty też nie masz pojęcia, jaki jest twój.
Zaczęło się od obejrzenia z K tej tu niezbyt ambitnej produkcji na YouTube. Pary grają w Truth or Drink, zadając sobie pytania związane z seksem. Jednym z nich jest, “z jakimi dwoma celebrytami chciałbyś się przespać, gdybyśmy nie byli razem”. Można by pomyśleć, że to pytanie stosunkowo bezpieczne i mało podchwytliwe. Zwłaszcza na tle pytań o to, “ile czasu byś na mnie czekał, gdybym była w śpiączce”. Ale nie. Ona musiała zacząć drążyć. Musiała.

– A ty?
– Nie wiem. Ty wiesz?
– No pewnie. Z Bowiem. I Skarsgardem. No i Nicholsonem, ale tym z “Lotu nad kukułczym gniazdem”. No i pewnie z Thorem i Kapitanem Ameryką. Najlepiej jednocześnie.
– Ej, miało być dwóch.
– Nie umiem. A ty?
– Nie wiem.
– Jak to? Nie wiesz, kto jest w twoim typie?
– Na to wygląda. A ty wiesz?
-Nie. I jeszcze Freddie Mercury, ale on nie żyje.

Oczywiście, że nie wiedziała. Bo tych sześciu wymienionych przez nią nie łączy nic, poza tym, że są facetami. Wszyscy oni są w jej typie. Naraz. Bo każdy ma to coś, mimo że każde zupełnie inne coś.
I na tym moglibyśmy te rozważania zakończyć, powiedzieć sobie, że kluczowe jest to nieokreślone coś. Tylko że ono wcale nie jest nieokreślone.  K doskonale wiedziała, co jej się w nich podoba, i w każdym przypadku było to coś zupełnie innego. Dlaczego?

Poza tym celebryci to celebryci. Pociągają nas nie ludzie, a ich kreacje i role, które stworzyli. Wyciąganie na ich podstawie jakichkolwiek wniosków jest co najmniej pochopne. Dlatego odbyłem sentymentalną podróż po swoich dotychczasowych, z braku lepszego słowa, partnerkach, próbując wyłapać ich wspólne cechy. Poległem. Jestem w stanie przypomnieć sobie, w czym się zakochiwałem, ale wszelkie próby stworzenia z tego jakiegoś wzoru spaliły na panewce. Dlaczego?

Postanowiłem poszerzyć grupę badawczą i zadałem na fanpage`u proste pytanie.

Wyniki nie były specjalnie zaskakujące. Po odrzuceniu śmieszków, wszystkich wypowiedzi totalnie ogólnikowych, wszystkich “żeby mnie kochał i szanował” (to nie jest typ, to jest odpowiedź zaprogramowana przez matki i kobiecą propagandę) i lasek z syndromem tatusia, zostały mi głównie odpowiedzi opisujące obecnego partnera i modnego ostatnimi czasy mężczyznę lumberseksualnego (lol). Na tym etapie mam wciąż coraz więcej pytań, a ani jednej odpowiedzi. Dlaczego?
Bo cały czas próbuję racjonalnie odpowiedzieć na pytanie, na które racjonalnie odpowiedzieć się nie da. Typologia jest przynależna naukom ścisłym, a miłość i seks mimo wszystko się im wymykają, niezależnie od tego, jak usilnie będziemy próbowali sobie wmówić, że jest inaczej. Nasze typy są zmienne. Wpływają na nie mody (sorry kotełki, nie wierzę, że rok temu tyle z was kochało męskich brodaczy. Gdyby tak było, już rok temu wszyscy nosilibyśmy brody), przypadek, popkultura. A ostatecznie wiążemy się z kimś, kto wcale nie jest w naszym typie. To znaczy wcześniej nie był, bo już jest. Dlaczego?
Co jeśli nie mamy typów, a co za tym idzie, na świecie nie ma ludzi, którzy są w naszym typie? Są tylko ci, którzy w naszym typie nie są, i reszta tych, którzy mogą stać się naszym typem?
Bo nie wiem jak wy, ale ja nie mam pojęcia, co podobało mi się w moich dotychczasowych, z braku lepszego słowa, partnerkach. Za to doskonale wiem, jakich cech nie miały.
I jakie mi w nich nie pasowały. Co jeśli naszymi życiowymi wyborami rządzi prosty mechanizm eliminacji?

Od tej pory proszę pytać mnie, kto NIE jest w moim typie.
W przeciwnym razie będę odpowiadał, że w moim typie są niegłupie dziewczyny z ładnymi zębami.
I z cyckami.
No kurwa, sami powiedzcie, co to za typ?