Gdyby ktoś mnie zapytał, nie żeby ktoś zapytał, ale gdyby, co najbardziej wkurwia mnie na polskich drogach, to właśnie tak bym mu odpowiedział:

Ci pieprzeni rowerzyści, którzy nie mogą się zdecydować, czy bardziej są pieszymi, pojazdami w ruchu, czy po prostu rowerzystami, i bez przerwy lawirują pomiędzy chodnikiem, ulicą i ścieżką rowerową, stosując się do takich zasad, do jakich im wygodnie, a najchętniej nie stosując się do żadnych. Ci, którzy jadą normalnie wzdłuż ulicy i nagle z prędkością 30 km/h skręcają bez żadnego sygnału w lewo i zajeżdżają mi drogę, bo przecież przejście dla pieszych, jak sama nazwa wskazuje, jest dla nich. Nie wiem, co może być od nich gorsze.

Poza tymi pieprzonymi pieszymi. Łazi to to jak święte krowy, nawet nie raczy się rozejrzeć, tylko czeka, żeby się pod koła wpierdolić. Jeszcze dzieci jak cię mogę, czasami się zatrzymają. Widocznie jeszcze ich życie nie sponiewierało i nie napędza ich życzenie śmierci. Matki z wózkami najgorsze. Pcha ci ten wózek pod koła, jakby chciała spóźnionej aborcji dokonać albo była przekonana, że ją i jej dziecko Maryja zawsze dziewica chroni i w razie wu samochód w miejscu zatrzyma. Czy może być coś gorszego?

Chyba tylko ci pieprzeni kierowcy miejskich autobusów i motorniczowie tramwajów. Zapieprzają przez miasto pod sztandarem świętego rozkładu, nie patrzą na nic, w końcu mają bezwzględne pierwszeństwo zawsze i wszędzie. Zgodnie z pierwszym przykazaniem kierowców autobusów każdy pas jest buspasem, jeśli masz co najmniej trzy minuty spóźnienia. Aż dziwne, że mimo to nigdy nie dojeżdżają na czas. Czy mogłoby być coś gorszego? Nie licząc oczywiście taksówkarzy, dzielnych husarzy z wąsem pod nosem i świętym Krzysztofem pod lusterkiem.

Może ewentualnie motocykliści. Pojawia się to nie wiadomo skąd, nagle jak zemsta faraona, i próbuje się o ciebie zabić. No sorry, ale znam co najmniej 1368 mniej upierdliwych sposobów niż wbijanie się pędzącym 230 na godzinę motocyklem w jadący z naprzeciwka niewinny przypadkowy samochodzik. A nawet jak nie próbują się zabić, to wkurwiają. Na przykład przeciskając się między samochodami w korkach. Że niby co, jak jesteś szczuplejszy, to nie musisz stać? Jak korek, to korek, masz czekać jak inni. Od nich to już nikt nie może być gorszy.

Może poza kierowcami samochodów osobowych. Jedzie taki jeden z drugim i myśli, że bezpieczna odległość pomiędzy tobą a poprzedzającym pojazdem to miejsce zostawione specjalnie dla niego. No stary, ja wiem, że ty marzysz o trójkącie, chcesz być w samym środku kanapki. Ja to rozumiem, ja to szanuję, ale nie ze mną. Ja dziewczynę mam. Albo taki kierowca parkuje na dwóch miejscach, bo tak. Albo ochlapie pieszego czy innego rowerzystę wodą z kałuży, nie że specjalnie, tylko po prostu mając w dupie zarówno kałużę, jak i innych uczestników ruchu. Zresztą jakich innych uczestników? Janusz jest jedynym uczestnikiem. Reszta to barany, które nie powinny wychodzić z domu. Mówię wam, nie ma nic gorszego od kierowców.

No chyba, że ci pieprzeni rowerzyści…

Rozumiecie? Wszyscy jesteśmy takimi samymi użytkownikami dróg. Nawet te pipki biegające w getrach, próbujące się zabić, wyłączając jeden z głównych zmysłów słuchawkami i głośną muzyką.
Jadąc samochodem i widząc pieszego zbliżającego się do przejścia, zwolnij. Nie dlatego, że przepisy tak mówią. Dlatego, że jeśli w niego jebniesz, to tobie prawdopodobnie nic się nie stanie, a on może stracić życie.
Idąc chodnikiem i zbliżając się do przejścia dla pieszych, rozejrzyj się. Nie wpieprzaj się przed samochód tylko dlatego, że przepisy ci na to pozwalają. Rozejrzyj się, bo jak kierowca w ciebie jebnie, to tobie stanie się krzywda, a jemu prawdopodobnie nic się nie stanie.

Nie musimy zaraz wszyscy być dla siebie nie wiadomo jak mili. Wystarczy, że będziemy się mieli na uwadze. Zamiast znowu marudzić w internecie, że ci pieprzeni rowerzyści… Albo piesi. Albo kierowcy. Czy kto tam jeszcze.