Zawsze po oscarowej gali wyglądałam z niecierpliwością momentu, w którym na YouTube zaczną pojawiać się tutoriale fryzur gwiazd z czerwonego dywanu.

Co roku czekałam na to, by upiąć sobie niesfornego koka jak Jessica Alba, związać puszystego kucyka jak Reese Witherspoon i ułożyć lśniące fale w stylu starego Hollywood.
W tym roku nie czekam.

Niedawno na jakimś modowym portalu przeczytałam, że w tym roku na Oscarach ma królować minimalizm – klasyczne suknie, niewymyślne fryzury, słowem: prostota w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ucieszyłam się, bo czasem, kiedy dość mam warkoczy, lubię spróbować czegoś innego, a od kogo mam ściągać, jak nie od gwiazd, które podobno czesane są przez mistrzów szczotki i tapiru. Rok temu zachwyciła mnie na przykład Margot Robbie, pojawiając się na czerwonym dywanie z założonymi za ucho gładkimi blond włosami sięgającymi linii szczęki. Aż zachciało mi się tak ściąć włosy (ale nie jestem Margot Robbie).

W tym roku jej sukces powtórzyła Jennifer Lawrence (a napisanie tego nie przychodzi mi łatwo, bo nie bardzo za nią przepadam). Prosta, niby zwyczajna fryzura, a dzięki doskonałemu, powtarzam, doskonałemu błyszczącemu jasnemu blondowi BEZ odrostów wyglądała naprawdę pięknie. Z klasą i elegancko. Pomacałabym te cudowne włosy, szepcząc jej do ucha: “Przepraszam bardzo, panno Lawrence, jaki numerek farby? I jaka woda? Dostanę w drogerii?”.
Jennifer Lawrence
Ładnie prezentowały się (jak zawsze) klasyczne koki, koki z warkoczami (Olivia Wilde <3), stylizacje retro i lekko futurystyczne, gładkie, proste rozpuszczone włosy, podkręcone kucyki z przedziałkiem i Christian Bale.

Ładne i Christian Bale

Alicia Vikander i Brie Larson wyglądały jak uczesane przez mamę bliźniaczki idące na niedzielne nabożeństwo (albo jak K, jak ta chce być wiedźminem). Mogę się jedynie domyślać, że te fryzury to wina Alicii. Uczesana inaczej niż na wiedźmina już w przedbiegach swoją urodą i seksapilem zdeklasowałaby wszystkie koleżanki po fachu z toną lakieru na głowie, które z płaczem wróciłyby do domu i zwolniły fryzjera stylistę. Gala by się nie odbyła, Leonardo nie dostałby Oscara i byłoby szkoda.

Agatki

Fal i luźnych loków każdy się spodziewał. Części z tych fryzur jednak czegoś zabrakło. U jednej loki rozkręciły się jeszcze przed wejściem do Teatru Dolby, inna zapomniała dokręcić je do końca, a następna nie zdążyła przygładzić tapiru. Większość wyglądała naprawdę… przeciętnie. Wiem, że modne są niesforne fryzury, ale wydaje mi się, że gala rozdania Oscarów wymaga czegoś więcej. To jednak spacer czerwonym dywanem po złotą statuetkę, a nie raszyńskim chodnikiem po kalafiora do warzywniaka.

Rozwalone i natapirowane
Gdy oglądam fotografie z czerwonego dywanu, nadziwić się nie mogę tej modzie na odrost. Ciemny, duży odrost u blondynki jestem w stanie znieść tylko u jednej osoby: Sarah Jessiki Parker w roli Carrie Bradshaw. Rozumiem, czasem można przeczekać te kilka tygodni od farbowania, aby nałożyć lepszy kolor, ale przyjść z takimi włosami na wydarzenie, na którym na każdym kroku ktoś robi ci zdjęcie? Ja przed większym wyjściem przyglądam się sobie w lustrze i zastanawiam się, czy nie warto by było pofarbować włosów. I drę na sobie koszulkę z podstawowej kolekcji H&M, gdy na selfiaku światło padnie na moje włosy tak, jakbym miała odrost. Ale pewnie ja to ja, a gwiazdy mają przecież ważniejsze sprawy na głowie, np. granie w kasowych filmach i dostawanie za to Oscarów. I ratowanie wielorybów, of course.

odrost

Nieładna i niestaranna fryzura potrafi odebrać blask nawet najpiękniejszej kreacji od znanego projektanta (ja na przykład nie zauważyłam złotej kiecki Margot Robbie, w której przy innej, bardziej dopracowanej fryzurze zakochałabym się na zabój – bo samą Margot kocham już od dawna). Uwielbiam komentować piękne fryzury i nie cierpię krytykować brzydkich (wystarczy, że mi fryzura nie wychodzi 6 razy na 10), ale żebym została zmuszona do tego, by pochwalić Jennifer Lawrence?

Może naoglądałam się za dużo włosów na YouTube.

Albo to styliści gwiazd oglądają za mało włosów na YouTube. Sama już nie wiem.