Lato przeszło płynnie w jesień. Dawno tak wielka zmiana nie zaszła tak ładnie i spokojnie. Zdecydowanie więcej było w tym wszystkim barw, słońca i spacerów niż rewolucji październikowej. Możliwe, że winny jest ten właśnie spokój, typowa dla sierpnia powolność, wręcz ospałość, którą normalnie przegoniłyby jesienne burze, które w tym roku nie nadeszły. Dość powiedzieć, że się nie spodziewałem. Uderzyło znienacka.

Kiedy pomyślę o tym teraz, zaczynam rozumieć, że zaczęło się już we wrześniu. Tego dnia, kiedy robiłem przegląd obuwia.
– Łał, K, nie zajechałaś w ubiegłym roku nawet jednej pary butów. Wypastuję to, co masz, i jesteś gotowa do zimy.
Odpowiedział mi uśmiech. Żadnych sprzeciwów. Żadnego “ani jednej pary?”, połączonego z trzepotem długich, ciemnych rzęs. Tylko milczący, delikatny uśmiech. 
Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że w tym roku będzie mi odpuszczone. Że jest syta. Przez chwilę naprawdę wierzyłem, że w tym roku zmiana sezonów przejdzie trochę mniej boleśnie. Że obejdzie się na zmianie opon, płynu do spryskiwaczy. No i wymianie praktycznie całej zawartości kosmetyczki. Kosmetyków nie przeskoczysz.
Ani niespodzianek.
– Patrz! Mój płaszczyk z ubiegłego roku się do niczego nie nadaje. Te plamy się nie chcą sprać!
– A w pralni byłaś?
– Byłam! A jak wracałam, to widziałam śliczną, ciepłą budrysówkę. Tanią.
– Budrysówka to nie to, co nosił Paddington? Zaraz. Co znaczy tanią?
– Już nic, bo znalazłam w Internecie jeszcze 30 zł taniej. Już zamówiłam.
Nagły wydatek, to nagły wypadek. Zdarza się, i już. Nie kłócisz się z nim, szczególnie, kiedy jest Twoją kobietą z potrzebą nowego płaszczyka. Tym bardziej, że wciąż byłem pewien, że idzie lekko, że wykpimy się z tej zimy tanim kosztem. Jej pytanie o sweterek tylko mnie w tym utwierdziło.
– Myślisz, że twoja babcia zrobiłaby mi taki? Czerwony!
Ucieszyłem się. Serio. No bo skąd miałem wiedzieć, że koszt “dobrej i ładnej” włóczki z łatwością przebije cenę gotowego produktu w sklepie. I że do ładnego nowego swetra potrzebny jest pasujący szalik. I czapka. I rękawiczki. A pasujący wcale nie oznacza w tym samym kolorze. 
Orientować się, że zostałem zmanipulowany i podle wykorzystany, zacząłem dopiero teraz. Kiedy K podczas porządków w szafie nagle wypaliła:
– Pamiętasz ten mój płaszczyk z ubiegłego roku?
– Ten, który nie chciał się odprać?
– No tak. Otóż, okazuje się, nie wiem jakim cudem, że to jednak nie jest płaszczyk z ubiegłego roku. TO jest płaszczyk z ubiegłego roku. Zapomniałam, że kupiłam.
– No cóż  – Wdech, wydech. – Dobrych płaszczy pewnie nigdy za dużo?
– No tak! A tamten czarny udało mi się doczyścić. Sposoby domowe są jednak lepsze niż pralnia. 
Nie jest źle. Mogło być gorzej. Bywało gorzej.
– I wiesz? Będziesz ze mnie dumny.
– Tak? – Nie daję po sobie poznać, że się boję. Że odkąd jesteśmy razem, hasło “będziesz ze mnie dumny” wywołuje taki sam efekt, jak pojawienie się pięknej kobiety w powieści szpiegowskiej. Świadomość, że będzie się działo.
– Zauważyłam, że brakuje mi paru rzeczy na zimę. A nowa praca też wymaga nowej garderoby. Więc zrobiłam listę.
– I?
– I potem usiadłam z nią na spokojnie i wykreśliłam to, co w sumie jest niepotrzebne.
– I?
– Chyba będziemy potrzebować większej wypłaty.