Kiedy wynikła ta cała sprawa z Eurowizją, mężczyzną w sukience i wyższości sztucznych słowiańskich cycków, musiałem dołożyć niewyobrażalnych starań, żeby nic na ten temat nie napisać. Serio, gryzłem się po palcach, kazałem zabierać od siebie wszystko, co ma klawiaturę, a ostatecznie i tak spłodziłem tekst, który nadludzkim wysiłkiem woli skasowałem. A później drugi. I jeszcze jeden. Szum minął, ja zdążyłem zapomnieć, ale jedno słowo cały czas, uparcie i wcale nie skrycie, kołatało mi się z tyłu głowy. Równość.

Widzicie, ja nie wierzę w równość. Są lepsze i gorsze napoje, alkohole, samochody czy kosmetyki, i są też lepsi i gorsi ludzie. Milsi od innych, ładniejsi, mądrzejsi, bardziej lub mniej uprzywilejowani. I wszyscy doskonale o tym wiedzą, tylko nie wszyscy potrafią się do tego przyznać. A jeszcze mniej ludzi jest w stanie się z tym pogodzić. Najlepszym i najprostszym przykładem, bo dotyczy przecież nas wszystkich, jest walka płci.
I mężczyźni, i kobiety zdają sobie sprawę, że nie są równi. Wobec siebie, wobec prawa, wobec boga, jeśli komuś chce się wierzyć. Ale przede wszystkim wobec siebie. Gdyby było inaczej, nie byłoby ruchu feministycznego. Równy nie musi walczyć o równość, bo wie, że jest równy. Proste, nie? Ale kobiety, po tym jak wywalczyły to, co było do wywalczenia, i o co walczyć warto było, uparły się, żeby pozbyć się swojej uprzywilejowanej pozycji i ostatecznie zniżyć się do poziomu mężczyzn. Nie mają pojęcia, co mogą stracić. Na przykład prawo do stereotypów.
Wyrwałem się dzisiaj z biura na minutę kupić sobie w Lidlu codziennego redbullka. Bogowie przeklęli mnie, bo nigdzie indziej w sensownej odległości ich nie ma, więc jestem skazany na picie ciepłego energetyka (jak mówi stare przysłowie “lepszy ciepły redbull w garści niż zimna podróba”), i stanie po niego w niekończących się kolejkach. A cóż może lepiej pomóc zabić czas w kolejce niż obserwowanie, podsłuchiwanie i ocenianie innych ludzi. Jak choćby tych dwóch lasek, które stały przede mną, które moja babcia nazwałaby “pannami na wydaniu”, a mój przyjaciel “ruchable, ale w ostateczności”. W sensie młode i nie za specjalne.
– I co, ty z tym Tomkiem to tak na poważnie? – zapytała ta z zaawansowanym syndromem świnki.
– A wiesz, na to wygląda. Miły jest, dobry, samochód ma i moja mama go nawet lubi.
– Ale wiesz, że on niski jest? Chyba z metra siedemdziesiąt nie ma!
– No wiem…
Faceci są za niscy, a kobiety drobne. Mężczyźni są grubi, a laski krągłe, i kobiece, i w ogóle jesteś świnią, że zwróciłeś na to uwagę, bo to może choroba. Mężczyzna musi zarabiać, bo będzie nieudacznikiem, kobieta może zarabiać i jest super, ale może poświęcić karierę dla domu i to też będzie super, i należy jej się szacunek.
Facet musi mieć dużego ptaka. Nie ma odstępstw. Nie musi być wielki, ale nie ma prawa być mały. Facet z małym ptakiem to nie facet. Wiedzą o tym obie strony, ta druga nawet lepiej. Fakt i nawet nie ma co nad nim dyskutować. A spróbuj tylko powiedzieć, że dziewczyna powinna mieć duże cycki. Raz powiedziałem, prawie mnie za to powiesiły (ale pretensje miały tylko te z małymi).
A przecież sprawa jest prosta jak 2+2. Sensownych rozmiarów penis jest lepszy, tak jak lepsze są sensownych rozmiarów piersi. To nie jest tak, że uważam kobiety z małymi za gorsze. Kobiety z małymi też zasługują na miłość. Sam bywałem w takich zakochany. Ale przychodzimy na świat w określonym celu, a obfity biust jest znakiem, że kobieta się do tego celu nadaje i może wykarmić młode. Zasługują na miłość pomimo ich oczywistego niedostatku, tak jak podobno pokochać można niewymiarowego mężczyznę. To z facetami, którzy twierdzą, że wolą małe, jest coś nie tak, bo albo są kryptogejami (i tak jak nie mam nic do homoseksualistów, to kryptohomoseksualiści są gorsi, bo nie ma nic słabszego niż oszukiwanie samego siebie), albo, co gorsze, ciągnie ich do małych dziewczynek. 
Ale odchodząc od wulgarnych porównań i wracając do sedna. Nie wierzę w równość. Aby ją osiągnąć, wszyscy musielibyśmy być jednakowi. Potrzebujemy mędrców na równi z błaznami, brutali z pacyfistami, i pasztetów na równi z pięknościami. 
Księżniczek i tragarzy.
K rozpływała się dzisiaj nad tym, jak to bardzo traktujemy się jak partnerzy, jaka równość u nas panuje, i tym podobne blablabla.
Jutro jedziemy do Gdańska.
Z przyjemnością popatrzę, jak dźwiga swoje bagaże.
Jak równy z równym.
Z wielką przyjemnością.