Sylwester to taki SS-man wśród imprez. Elegancki, z blichtrem, jednak nie zmienia to faktu, że jest złą istotą. Uwielbia wszelkie formy znęcania się nad ludźmi. Rzuca cię na pierwszą linię frontu (walka o ostatnie kreacje z wyprzedaży w Zarze i H&M), zmusza do eksperymentów na ludziach (ostre diety na ostatnią chwilę, próby ogolenia nóg, chociaż wiadomo, że zimą nie trzeba/próby ogolenia twarzy, żeby pasowała do garnituru, chociaż wiadomo, że nigdy nie trzeba).

– K, sprawdzałaś już, czy wejdziesz w sukienkę?
– Zabiję cię.
– Nie, serio. Sprawdzałaś? Czy coś kupujesz? Bo znowu będzie szukanie na ostatnią chwilę.
– Martw się o siebie, kruszynko.
Najgorszą cechą sylwestra jest jednak sam fakt, że istnieje. Jest najgorszym gatunkiem imprez. Imprezą z przymusem dobrej zabawy. Sylwestra nie obchodzi Twoje samopoczucie, chęci i pragnienia. Ma w dupie to, że się spasłaś w święta i jesteś za gruba do swojej jedynej wieczorowej kiecy. Że z garnituru mole zrobiły sobie bufet. Masz się wystroić, uczesać i wyjść do ludzi (często przypadkowych lub takich, których nie lubisz) wlewać w siebie alkohol, żreć często kiepskie żarcie i tańczyć do jeszcze gorszej muzyki, bo rok się kończy i do jasnej cholery tak właśnie trzeba, czaisz?
Nie będę was pouczał, jak się ubrać na sylwestra. Przecież nic nie wiem o modzie, nienawidzę baskinek i noszę kolorowe skarpetki. Powiem wam tylko z własnego doświadczenia, że sylwestrowe kreacje to jednorazówki. Nie chodzi nawet o to, że K jak co roku nałoży jakieś pióra, cekiny albo falbanki, a już po tygodniu przy oglądaniu zdjęć będzie miała do wszystkich pretensje, że “dlaczego do ciężkiej cholery nikt nie zwrócił mi uwagi na to, jak się ubrałam przed wyjściem?!”.
Po prostu w jakiś magiczny sposób to, co nakładamy na sylwestra, już nigdy nie nadaje się do użytku. Sukienki wychodzą z mody, rajstopy się drą (cena rajstop jest przeciwnie proporcjonalna do czasu potrzebnego na pojawienie się pierwszego zaciągnięcia), krawaty plamią, a koszule znikają (nie pytajcie), odbarwiają od wybielacza (nie sprząta się łazienki w stroju wyjściowym), albo dostają dziur od kwasu z akumulatora (tym bardziej nie pytajcie).
Baw się odpowiedzialnie. Zakąszaj. Kac jest od kiepskich zapojek, a nie alkoholu.
I przestań tak mieszać. Trzymaj się jednego alkoholu chociaż do północy. Jak poprawisz szampanem, to i tak Cię trzepnie, więc później będzie już bez różnicy. Nie bądź tą osobą, która odpadnie o 22. To słabe.
To właśnie te najsłabsze ogniwa, nie potrafiący pić jak w Polsce przystało, niedzielni imprezowicze, którzy pierwszy raz w tym roku (drugi, jeśli po drodze trafiło się jakieś wesele) wyszli do ludzi, nie znając swych możliwości, są tej piekielnej nocy największym problemem. Jak niedzielny kierowca. Stanowią zagrożenie dla siebie i dla całego otoczenia. Rzucają się w oczy bardziej niż desperaci, którym przez cały rok się nie poszczęściło i teraz koniecznie chcą zaliczyć, i ich poszukujące miłości i związku żeńskie odpowiedniki. Poznasz ich po imprezowych czapeczkach i brokatowych maseczkach noszonych bez cienia ironii, równie przypadkowym, co niewłaściwym doborze alkoholu i nerwowym spoglądaniu na zegarek.
Też czasem zerknij na zegarek. Gdzieś tak o 22 możesz zacząć unikać każdego z aparatem. Nikt nie chce oglądać się na zdjęciach zrobionych po 22.

Uważaj na fajerwerki. Zawsze, niezależnie od tego, w jakim miejscu spędzasz tę paskudną noc, znajdzie się w towarzystwie co najmniej jeden pijany debil, który z nieznanych cywilizowanym ludziom przyczyn, kupi jakąś przeterminowaną ruską pirotechnikę. Jeśli uda Ci się rozpoznać go wcześniej, Twoim obowiązkiem jest doprowadzenie go do takiego stanu, żeby nie mógł tych śmieci wykorzystać. Środki nie mają znaczenia. Upij go, zwiąż, nawet się z nim prześpij, jeśli będzie trzeba. Fajerwerkami, skoro już muszą być, niech się zajmą profesjonaliści. Albo chociaż ktoś trzeźwy. Poparzona twarz to nie jest rzecz, z którą chce się wchodzić w nowy rok.
Kiedy już bezpiecznie dotrzesz do domu, to rozbieraj się na siedząco. Nie chcesz się zaplątać w nogawki/rajstopy/pończochy i wyrżnąć łbem o szafkę. Jeśli jesteś mężczyzną, to prawdopodobnie pierwszy raz w tym roku nałożyłeś krawat. Nie uduś się przy ściąganiu. Jeśli jesteś kobietą, to i tak na bank zaśniesz w opakowaniu. Nawodnij się przed snem. Obok łóżka postaw sok pomidorowy, wodę i Alka-Seltzer (nie Alkaprim, amerykańscy naukowcy dowiedli, że głośniej się rozpuszcza. Rano to będzie miało znaczenie). Zastanów się dobrze, czy będziesz rzygać. Na wszelki wypadek zrób to wcześniej. Nawet jeśli czujesz się nieźle, postaraj się zasnąć na boku. Zmniejszysz ryzyko zadławienia, jeśli ocena sytuacji żołądkowej była nietrafiona.
Obudź się rano w jednym kawałku. Wejdź z uśmiechem w nowy rok. Już teraz mogę ci powiedzieć, jak wygląda mój poranek. K na strasznym kacu poszła po kebaba i do hebe (sprawdzony manewr K o kryptonimie #hebab), ale zorientowała się, że wszystko zamknięte, więc wróciła zrobić najlepsze sadzone na bekonie na świecie. W ilości hurtowej, więc wszyscy są wdzięczni. Ja nie mam kaca. Wciąż jestem pijany. No hej, raz w roku można.
1 stycznia. Jesteśmy w Toruniu. K nie wyda kasy, bo wszystkie drogerie zamknięte. Jestem taki szczęśliwy.