Czasami mam wrażenie, że coś mnie w życiu omija. Może to trochę kwestia tego, że źle patrzę i źle słucham. Może trochę bardziej to kwestia tego, że patrzę i słucham w niewłaściwym miejscu.

Na pewno wiecie, o co chodzi. Widzieliście te posty na fejsie? Te długie, klikalne posty, skłaniające do płaczu albo wymuszające chociaż pociągnięcie nosem. Nie ma tygodnia, żeby któregoś z moich znajomych nie spotkała podobna przygoda.

Normalny, niewyróżniający się niczym człowiek, taki ktoś jak ja czy ty, idzie sobie przez miasto, jedzie tramwajem, robi zakupy, whatever, i nagle BOOM! Spada na niego bomba prawdy. Zupełnie znienacka jakaś randomowa staruszka na środku ulicy atakuje go swoją życiową mądrością. Nie własna babcia każąca założyć szalik i lepiej się odżywiać. Mówię tu o wyciskającej łzy głębokiej historii z wbijającą się w serce i rozum szpilą ponadczasowej prawdy, przekazanej przez zupełnie przypadkową starszą panią.
Albo dziecko w wieku, w którym nie da się jeszcze na pierwszy rzut oka ocenić płci, na etapie, na którym większość dzieci na chleb mówi bep, radośnie smarując po ścianach różnymi rzeczami, zazwyczaj w ogóle do smarowania po ścianie niestworzonymi, tłumaczy temu zwyczajnemu człowiekowi, czym jest miłość. Nawet się przy tym nie zmęczy, nie przepoci śpioszków.
Potem szczypta samokrytyki, jakiś morał, zachęta do refleksji i włala. Historia się niesie aż facebook trzeszczy. Brakuje tylko kierowcy autobusu, który wstał i zaczął klaskać.

Uznałem za wielką niesprawiedliwość fakt, że mnie to nie spotyka. Mam parę niezłych historii w zanadrzu, ale żadnej takiej. Próbowałem, prowokowałem sytuacje, wnosiłem zakupy po schodach, przeprowadzałem przez ulice, kupowałem kwiatki, jaja i ziemniaki. Nawet – o zgrozo – bawiłem się z dziećmi znajomych. I nic. Zero. Nada.
I chyba nawet wiem dlaczego.

Takie rzeczy to tylko w Warszawie

Oczywiście. Do małych miast wszystko dociera z opóźnieniem. Olsztyn dopiero rok temu doczekał się targu śniadaniowego, więc może plaga wysyp mądrych seniorów i bystrych dzieci też jeszcze przed nami. W Warszawie wszystko mają szybciej.
I wszystko mają lepsze. Mają lepsze burgery, lepsze metro, lepsze korki, lepsze imprezy, lepszy koks, lepsze teatry. Wszystko. Ale żeby lepszych seniorów i dzieci też? To znaczy nie, oczywiście nie lepszych od moich czy twoich dziadków i babć. I na pewno nie jest to lepsze potomstwo od twojego, wszyscy wiemy, że twoje jest takie, że o ja. Ale już od całej reszty lepszych jak najbardziej.

Zacznijmy od tego, jak wygląda typowy polski senior. Typowy polski senior nie wygląda, bo typowy polski senior nie ma za co wyglądać. Wyglądać to sobie może niemiecki emeryt na wczasach w Egipcie. Polski emeryt nie ma wakacji, polski emeryt ma walkę o życie. I ta walka się na nim odbija. Nie jest zgorzkniały i egocentryczny z natury. On musi taki być, by przetrwać. Tylko że, niestety, w Warszawie to nie działa. W stolicy miejsce zgorzkniałych egocentryków przedwcześnie zajęli pracownicy korpo i agencji reklamowych wykończeni wyścigiem szczurów. Seniorzy musieli się dostosować. Ewoluować. I teraz każdego ranka, bladym świtem, wychodzą z domów, tuptają na przystanki, wsiadają w tramwaje i autobusy i jadą w odległe części miasta, z dala od rodziny, która i tak ma ich w nosie, zaczepiać obcych, by żyć (odwieczna zagadka, dokąd oni tak rano jadą, rozwiązana, nie ma za co).

Analogicznie stało się z juniorami. Zmutowani przez metodę Montessori, brutalne środowisko i patrzenie ze zbyt małej odległości na ekrany tabletów, w wieku trzech lat są już na poziomie emocjonalnym gimnazjalnego coelhizmu. Czyli, jak wiadomo, najwyższym poziomie inteligencji emocjonalnej.

Ale to tylko teoria. Przecież nie pojadę do Warszawy, żeby ją zweryfikować. Raz, że zlikwidowali nam linię Polskiego Busa, a jako blogera na niewiele więcej mnie stać. Dwa, że trochę się mimo wszystko boję. Nie wiem, czy odnalazłbym się w mieście, w którym zwykły spacer niesie za sobą ryzyko wewnętrznej przemiany.
Wyjść na ulicę jako typowy przedstawiciel Generacji Y, pewny siebie, doskonale wiedzący, dokąd zmierzam, i jednym zdaniem dać się sprowadzić do zagubionego w chaosie współczesności, szukającego sensu życia i celu własnej egzystencji członka Generacji X?
#najgorzej