Mam wrażenie, graniczące z pewnością, że ostatnie lata to renesans gier planszowych (planszowe to uproszczenie, bo nie zawsze mają planszę, ale angielskie table top chyba nie ma lepszego odpowiednika, bo sorry, ale gry stołowe to mi jednak nie brzmi) i potwornie się z tego powodu cieszę. Dobrze jest mieć co robić, jak wpadną znajomi, a nie że tylko pić, albo jeszcze nie daj borze grać w karty, bo karty lubią dym i od razu trzeba w domu palić i na drugi dzień głowa boli. A wyciągniesz planszóweczkę i o, można czas kulturalnie zabić, pogadać, pośmiać się, czasami pobać, różne emocje poprzeżywać i na koniec rozejść się w przyjaźni. Chyba że grasz z moimi przyjaciółmi, którzy potrafiliby przez trzy godziny kłócić się o interpretację zasad chińczyka i, być może, dać sobie nad planszą w mordę, różnie bywało.
Niemniej nie zamierzam w tym tekście nikogo przekonywać, że planszówki są fajne, ja tu jestem dla tych, którzy już to wiedzą albo chcieliby się sami przekonać, ale nie wiedzą, od czego zacząć. To dla nich wybrałem kilka tytułów, które będą idealnymi pozycjami na start.
W wyborze kierowałem się bardzo prostymi wytycznymi – duża grywalność, proste zasady, których czytanie nie zajmie trzech dni, a przyswojenie trzech miesięcy, i dobre skalowanie do dwóch graczy. Bo sam dobrze wiem, jak ciężko czasami znaleźć większą ekipę, bo co z tego, że wszyscy grają, jak nikt nie ma czasu, bo dorosłość. Ach, i jeszcze jedno. Wszystkie pozycje to takie, przy których sam spędziłem wiele godzin. Na pewno jest masa innych pozycji, może sami coś polecicie, ale mój wybór jest absolutnie subiektywny.
Dobra, nie przedłużamy wstępu, lecimy z tematem, i nawet nie wspominamy o Monopoly, bo planszówki mają być przyjemne, a nie powodować traumy na całe życie.
1. Carcassonne
Moim zdaniem absolutny król prostych planszówek. Zasady ogarnie nawet dziecko (według pudełka siedmioletnie), a bawić się będzie przy niej nawet doświadczony gracz. Najprościej rzecz ujmując, każdy gracz po kolei ciągnie losowe płytki i dokłada je na stole, budując wspólnie średniowieczną krainę (która wygląda ślicznie jak w kultowych Knights and merchants – przyp. K) i starają się zgarnąć dla siebie jak najwięcej punktów za wybudowane zamki i drogi. Brzmi prosto, jest proste do tego stopnia, że po pewnym czasie gra staje się dosyć automatyczna – podnosisz, dokładasz, i z łatwością dzielisz uwagę między grą, rozmową i, nie wiem, szklaneczką na przykład albo opieką nad noworodkiem. A wciąga tak, że widzieliście ją (i pytaliście o nią) przy okazji każdego naszego wyjazdu. Często pojawia się na naszych wakacyjnych stories, bo przez brak planszy bardzo łatwo spakować ją, wrzucić do plecaka i grać tam, gdzie tylko znajdziesz kawałek blatu. Gra jest przeznaczona dla 2 do 5 graczy, kosztuje w podstawowej wersji ok. 70 zł i, moim zdaniem, w tej podstawowej wersji gra się w nią najlepiej, bo dodatki trochę zakłócają balans.
Moja dziewczyna uważa, że nie powinienem grać w tę grę w każdą noc podczas wyjazdu do Francji, ale nie jest moją prawdziwą mamą i nie może mówić mi, jak mam żyć.
2. Talisman: Magia i Miecz
To nie jest gra dla Ciebie, jeśli nie lubisz fantasy, ale to chyba od razu widać po tytule. Wielu doświadczonych graczy zarzuca jej zbytnią losowość i przypadkowość. Ja to w niej cenię. Fajna na wieczór ze znajomymi, również tymi, którzy nie mają planszówkowego doświadczenia. To takie uproszczone rpg. Wcielasz się w wojownika, maga, wróżkę, goblina albo inną postać z klasycznego arsenału fantasy, przemierzasz świat Talismana aby dojść do korony władzy lub wykosić wszystkich innych, próbując. Nie jest to stały punkt naszych granych wieczorów, ale wracamy do niej dosyć regularnie. Zresztą cały świat wraca do niej regularnie, bo gra ma już jakieś 40 lat, czwartą edycję i kilkanaście dodatków do niej.
Niektórzy z was mogą pamiętać jej polską przeróbkę, Magiczny Miecz.
Zagra w nią 2 do 6 graczy, chociaż wydaje mi się, że przy czterech tempo gry jest najbardziej optymalne.
Moja dziewczyna uważa, że do tej gry należy obowiązkowo przebrać się za swoją postać, ale nie potrafi wskazać tego punktu w instrukcji do gry.
3. Wsiąść do pociągu
To było jedno z moich największych zaskoczeń. Dostałem ją kiedyś na urodziny, przeleżała trochę na półce, no bo jak tu grać w pociągi, jak można budować królestwa albo zostać wróżką na parę godzin. Aż w końcu przyszedł jej czas i bawiłem się wyśmienicie. Twoja plansza to mapa, w naszej wersji mapa Europy, ale wersji jest wiele, więc może być to też mapa Azji, Afryki, państw północy, Stanów, Nowego Jorku, albo jej wydawca jeden wie, czego jeszcze. A na tej mapie za pomocą małych kolorowych wagoników należy wybudować kolejowe linie. Problem w tym, że miejsca na budowę linii nie ma za dużo, a każdy z graczy ma inne cele. Świetna zabawa i lekcja geografii przy okazji, dla 2 do 5 graczy (chociaż wiele zależy od edycji, niektóre mapy są ciaśniejsze, inne większe, różnie się to wszystko skaluje).
Moja dziewczyna uważa, że ostatnia seria jej zwycięstw jest dowodem, że byłaby w stanie zmodernizować polską kolej lepiej niż jakikolwiek minister transportu. Ja uważam, że każdy, kto grał w tę grę, mógłby to zrobić lepiej.
4. Dixit
Nie jest łatwo opisać Dixita. Dixit to piękne rysunki przede wszystkim. Piękne rysunki, gra wyobraźni i skojarzeń, test na to, jak znasz ludzi, z którymi grasz, i jak dobrym jesteś psychologiem. W każdej z tur kolejni gracze stają się bajarzami. Bajarz wybiera kartę i wymyśla zdanie z nią związane. Pozostali gracze wybierają spośród swoich kart taką, która będzie najlepiej pasowała do tego zdania. Karty są tasowane, odkrywane, a zadaniem każdego z graczy jest odgadnięcie, która z kart należy do bajarza. Brzmi niewinnie, ale widziałem rozpadające się przez tę grę małżeństwa i wybuchające romanse. Mógłbym ją mieć na półce dla samych rysunków.
5. Liski: Ojojanie
Jeżeli tytuł wam nic nie mówi, to ja nie wiem, wy chyba liska w serku nie macie. Liski to gra na podstawie doskonałego komiksu Lisie Sprawy i jest wyjątkiem na tej liście, bo dostaliśmy nasz przedpremierowy egzemplarz całkiem niedawno. Ojojanie jest cudowne. To gra kooperacyjna, czyli wszyscy gracze dążą do osiągnięcia wspólnego celu, czyli pokonania Koszmaru poprzez radzenie sobie z Problemami i Komplikacjami. Brzmi jak życie? Może, ale to jest lepsze życie, bo zamiast być sobą jesteś Puchaterem, z Problemami i Komplikacjami możesz sobie poradzić w ciągu paru chwil, a ser nie tuczy.
Ta gra o liskach to najbardziej puszysta gra, w jaką grałem i dostarczyła mi więcej radochy, niż dorosły mężczyzna może przyznać.
Jeśli ktoś ma ochotę wcielić się w Lisiego Króla i jego kompanię, to teraz jest idealny moment, bo jeszcze przez jakieś 24 h potrwa zbiórka na grę na wspieram.to (nie żeby potrzebowała wsparcia, ufundowała się na samym początku i do tej pory zgarnęła jakieś 200.000 zł z potrzebnych 30), gdzie można zgarnąć swój egzemplarz z dodatkami.
Moja dziewczyna uważa, że ojojane miejsca bolą mniej.
To by było na tyle. Przyznaję się bez bicia, że z przyjemnością popiszę więcej o grach, o ile tylko wy będziecie mieli ochotę więcej poczytać, bo serce mi pęka, kiedy patrzę na wszystkie gry, które pominąłem w tym zestawieniu. Wszystko dlatego, że skupiłem się na tytułach, które na prawdę są easy to learn. Nie znaczy to jednak, że są też easy to master i nie będą stanowić dla was wyzwania. No i oczywiście nie będę miał nic przeciwko, jeśli to wy mi coś polecicie.
Miłego grania i pogubienia kostek!
Idę coś ojojać z dziewczyną.