Możecie się upierać, argumentować, kłócić i krzyczeć, ile tylko chcecie, ale prawdy nie zmienicie. Jesteśmy prostszymi stworzeniami niż byśmy tego chcieli, i główną siłą napędową naszej cywilizacji jest seks.
W jak ładne słówka nie próbowałbym tego ubrać, rodzimy się po to, żeby przebzykać sobie drogę przez życie. Zaczęło się od potrzeby jak najszybszego rozmnażania w celu zaludnienia tych 510 072 000 km2 na których przyszło nam żyć, ale zdążyliśmy już ziemię przeludnić. Jednak zamiast przestać się parzyć, uczyniliśmy z seksu sport globalny. Wojna płci trwa w najlepsze, w wyścigu zbrojeń sięgamy po coraz to nowe zabawki. I obu stronom zdarza się używać strasznych niewypałów. A że mężczyźni są w większości wzrokowcami i w pierwszej chwili obchodzi nas głównie ładne opakowanie, skupię się na wyglądzie.
No bo czym innym są legginsy? Nie wiem, w którym momencie zaczęły one wypierać spodnie. I dlaczego nikt nie interweniował. Ich miejsce jest na siłowni i w domu, a nie w mieście i klubie. Ciekaw jestem, jak zareagowałyby laski, gdybyśmy w przyszłym sezonie zaczęli radośnie patatajać po mieście w kalesonach. Jeszcze pół biedy, jeśli wyciskając z siebie siódme poty z Chodakowską albo inną Mel B, wyrobiłaś sobie pośladki godne tłuczącej pośladkami orzechy Jagny. Chcesz się pochwalić, rozumiem, chociaż nie doceniam. Dotarło, jesteś płodna, dasz radę rodzić dzieci. A teraz nałóż jeansy z wysokim stanem, podkreślą tyłek równie dobrze, bez ryzyka występowania cameltoe. Biodrówki? Biodrówki też wyrzuć. Tak po prostu. Teraz.
Baletki też. Nic nie uzasadnia wychodzenia w tym z domu. Uwierz mi, doszłabyś do tego wniosku sama, gdyby ktoś Cię nagrał i pokazał Ci jak pokracznie w tym człapiesz. Jak kaczuszka. Tak, kaczuszki są słodkie. Nie, Ty nie jesteś słodka, kiedy człapiesz jak jedna z nich. W ogóle po co ćwiczyłaś ten tyłek do legginsów, skoro masz zamiar zrujnować sobie sylwetkę tymi wstrętnymi kapciami. I Emu też wyrzuć. Po prostu. Nikt nie chce umawiać się z wielbłądem. Chyba że polujesz na studentów z wymiany, którzy tęsknią za domem. To takie odpowiedniki skarpet do sandałów. Zabójcy libido.
Ale najgorsza i tak jest baskinka. Tak modna w tym sezonie, że aż dowiedziałem się, jak nazywa się to paskudztwo. Nie wiem, jaki efekt chcecie osiągnąć tymi falbankami, ale błagam, nie idźcie tą drogą. To jest brzydkie. Po prostu. Nie chcę się umawiać z bezą.
Dobrze chociaż, że odpuściłyście już sobie solaria. Odkąd zapanowała moda na naturalny (naturalny – „zużyję tyle samo kosmetyków i będę malować się jeszcze dłużej, żeby wyglądać tak, jakbym prawie się nie malowała”) coraz mniej jest wśród was skwarek. Nareszcie. To, że lubimy dobrze wysmażony boczek, nie znaczy, że chcemy iść z nim do łóżka.
Moda jest spoko. Tylko nie możecie podchodzić do niej tak bezkrytycznie.