Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz byłem na łódce. Pewnie dlatego, że wychowałem się nad jednym z najpiękniejszych jezior w Polsce i ten pierwszy raz wydarzył się tak wcześnie, że pamiętać tego nie mogę.
A szkoda, bo akurat ten pierwszy raz chciałbym pamiętać. Pamiętam za to moment, kiedy naprawdę złapałem bakcyla. Jeśli jesteś tu tylko po wiedzę, to spokojnie możesz pominąć ten akapit, bo na chwilę zrobi się sentymentalnie.
Miałem naście lat. Płynęliśmy z tatą po Narie naszą wysłużoną Sportiną 595. To znaczy tata płynął, a ja, jak zwykle, robiłem za majtka.
Może określenie bujaliśmy się po jeziorze byłoby jednak lepsze.
Albo kołysaliśmy się, bo dzień był bardzo ciepły, chyba pierwszy tak ciepły tamtego czerwca, i prawie nie wiało.
Wymęczeni po całym dniu ciszy, gdyż na łódkach tak już jakoś jest, że człowiek bardziej się męczy, jak wieje trochę za słabo, niż kiedy wieje trochę za mocno, wracaliśmy do mola, które mimo brakujących desek i chybotliwych barierek stanowiło nasz macierzysty port. I wtedy stało się coś, co nie zdarzało się praktycznie nigdy. Masz, posteruj sobie – powiedział mój tata, a sam zszedł pod pokład. Zostawił mnie za sterem, całkiem samego.
Stałem się mężczyzną.
3 minuty później zaczął padać deszcz. Wtedy, patrząc na mojego ojca, schowanego pod pokładem, już ubranego w sztormiak i uśmiechającego się tym jego złośliwym, ale czułym uśmiechem, zrozumiałem, jak ważna jest nauka przewidywania pogody na podstawie przyrody.
Ale nie na wspominki się tu zebraliśmy. Mógłbym opowiadać wam przez kolejny tydzień o chwilach, przez które kocham żagle. O pierwszej nocy z dziewczyną na łódce. O żabie. O tej śmiesznej przygodzie na wyspie. O tym, jak bohatersko przepłynąłem w deszczu z Węgorzewa do Trygortu, pozwalając załodze spać. O tym, jak smakowała wtedy herbata z metalowego kubka.
Mógłbym was tym bardziej zachęcić, albo wręcz przeciwnie. A prawda jest taka, że jeśli tu jesteście, to chcecie się dowiedzieć
jak zacząć żeglować
Ja miałem szczęście. Prawdopodobnie zacząłbym żeglować, nawet gdybym się przed tym bronił. Właściwie to trochę tak było, bo na obóz żeglarski, na którym zrobiłem patent, zostałem przez rodziców wysłany praktycznie siłą. Nigdy nie byłem fanem zorganizowanych form wypoczynku. Sama myśl o wycieczkach, koloniach i wszystkim, co wiązało się z grupą ludzi pod opieką innej mniejszej grupy ludzi, wywoływała we mnie nieprzyjemne dreszcze. Nawet nie chcę sobie przypominać, co wywołała we mnie myśl o dwóch tygodniach spędzonych z obcymi facetami na łódce. Pośród innych obcych ludzi na innych łódkach.
Ale pojechałem i była to jedna z najlepszych decyzji mojego życia. Ale to nie obóz wskazałbym jako pierwsze miejsce. Dobry obóz jest super i do tego wrócimy, ale zanim wydasz te dwa tysiące ciężko zarobionych złotówek i poświęcisz tydzień lub dwa z twojego cennego czasu, sprawdź, czy to w ogóle dla ciebie.
Najpierw rozejrzyj się wśród znajomych. Bakcylami najlepiej zaraża się od bliskich. Nawet jeśli nie mieszkasz w pobliżu wody, masz ogromną szansę, że ktoś w twoim gronie żegluje. I uwierz mi, jeśli lubi ciebie i lubi żeglować, nie będziesz długo prosić. To doświadczenie, którym chcesz się dzielić.
Spróbuj też namierzyć klub żeglarski w swojej okolicy. W sezonie kluby często organizują szkolenia weekendowe i kursy. A nawet jeśli akurat ten klub nic nie organizuje, to będą wiedzieli najlepiej, gdzie cię dalej pokierować.
Masz już za sobą pierwsze godziny na łódce i chcesz się nauczyć pływać? Albo po prostu czujesz, że to coś dla ciebie i chcesz od razu przeżyć przygodę? Obóz żeglarski jest tym, czego szukasz. A ja z czystym sercem mogę polecić ten, na którym sam byłem. Organizowany przez pasjonatów obóz wędrowny dla dorosłych. Wędrowny znaczy tyle, że śpicie na łódkach. Masz okazję zwiedzić całe Mazury, poznać uroki poszczególnych portów, jeszcze większe uroki spania na dziko, zrobić patent, a nawet jeśli będziesz mieć tyle szczęścia, co ja, poznać przyjaciela na całe życie. Na moim turnusie zdawalność wyniosła jakieś 98%, więc ludzie z Gertis wiedzą, co robią. To wciąż jedne z najlepszych wakacji w moim życiu i jeżeli pójdziecie w moje ślady, nie zapomnijcie pozdrowić ode mnie Aliena. Nie będzie mnie pamiętał, ale niech wie, że dalej jestem mu wdzięczny.
No i nic nie szkodzi, żeby poszukać w internecie. Na przykład w serwisie Wolna Koja. Jeżeli przez Nóż w wodzie nie boisz się wsiąść na łódkę z obcymi ludźmi, to tam możesz znaleźć ekipy, które szukają ludzi na rejsy. Bornholm, Grecja, Chorwacja, Kanary. Co chcesz.
Jak nie zaczynać żeglować
Ja wiem, że nowe przepisy pozwalają pływać jachtem do 7,5 m długości kadłuba bez patentu. Ja wiem, że znajdą się ludzie, którzy wypożyczą łódkę osobie bez patentu.
Nie rób tego. Żeglowanie jest proste, pod warunkiem, że się go wcześniej nauczysz. A właściwie ktoś cię nauczy. Nie ryzykuj swoim życiem. Nie ryzykuj życiem innych.
Żeglarstwo to piękny sport i wcale nie jest tak drogim hobby, jak mogłoby się wydawać. Nie daj się na początku zwariować i nie wpadaj w szał zakupów. Będziesz potrzebować rękawiczek, bo nie chcesz, żeby liny przeorały ci dłonie. To nie muszą być drogie markowe rękawiczki. Na początek wystarczą takie za 20 zł z allegro albo pobliskiego sklepu żeglarskiego. Ważne, żeby były wzmocnione po wewnętrznej stronie dłoni. Nie potrzebujesz drogich markowych butów żeglarskich. Wystarczą ci wygodne lekkie buty z jasną podeszwą. Niepotrzebny ci designerski sztormiak. Wystarczy ci żółty przeciwdeszczowy płaszcz ze sklepu z odzieżą roboczą. Pamiętaj o wygodnych okularach i nakryciu głowy. O kremie do opalania. Na żeglarską modę przyjdzie czas później. Nie ma żałośniejszego widoku niż ubrany od stóp do głów w Henriego Lloyda pozer, który nie potrafi wyjść z portu, nie zahaczając przy okazji pięciu łódek.
I nie chlej, jak pływasz.
To nieprawda, co mówią o żeglarzach i alkoholu. To nie od alkoholu ten śmieszny krok.
To tylko rozregulowany kołysaniem błędnik. I upojenie szczęściem.
Jeśli postanowisz spróbować, stopy wody pod kilem i błękitnego nieba!
No i oczywiście nie bój się pytać.