Pojechaliśmy do sklepu po farbę. Osobiście uważam, że farba jest nam niepotrzebna, ale moja dziewczyna stwierdziła, że łóżko przyszło w minimalnie nie tym odcieniu sosnowego.
Pojechaliśmy do sklepu po farbę. Nawet nie protestowałem, bo doskonale wiem, jak minimalnie zły odcień potrafi działać człowiekowi na nerwy. W sensie temu konkretnemu człowiekowi, z którym się związałem. Pojechaliśmy więc do sklepu po farbę, papier ścierny i takie tam. Do Praktikera, żeby być dokładniejszym. Osobiście uważam, że zdecydowanie sensowniej byłoby przejść się do oddalonego od nas o jakieś 100 metrów małego sklepu z farbami albo ewentualnie pojechać do nie tak odległego OBI (w drodze do niego muszę przebić się tylko przez dwa korki zamiast trzynastu), ale ona woli do Praktikera z powodu powodów.
Pojechaliśmy do sklepu po farbę.
Nie kupiliśmy jej, bo jedyny odcień, jaki jej się podoba, białe wino, jest jedynym, którego w sklepie zabrakło. Pozostałe 13 odcieni bieli było albo zbyt białe, albo niewystarczająco białe. Tylko białe wino będzie pasowało do naszego wnętrza. I zewnętrza.
– Na pewno nie może być na przykład ta wanilia?
– No może by i mogła być, ale nie może. Wanilia jest spoko, ale jak jest jej trochę. Jak jest jej za dużo, to jest jakaś taka mdła. Chcesz, żeby cię mdliło, jak razem śpimy?
– No nie chcę.
– No właśnie. A białe wino nie mdli. Zemdliło cię kiedyś od białego wina? Bo mnie nie.
Ponieważ nie było jak się z tym kłócić, nie kupiliśmy farby. Nie kupiliśmy jej przez kilka kolejnych dni, bo jak się okazało, nie było jej nigdzie. Ostatecznie znalazłem ją w małym sklepiku 100 metrów od domu.
Czyli co? Cały wyjazd na nic?
Nie! Na szczęście, zupełnie przypadkowo, tuż obok Praktikera jest centrum handlowe. Farby do łóżka nie kupiliśmy, ale przecież to nie powód, żeby nie kupić do niego narzuty, pościeli, poduszek i czego tam jeszcze. Nie żebyśmy ich nie mieli, ale te, co mamy, są do starego łóżka i się nie nadają. Z powodu, jakżeby inaczej, powodów.
Zjeżdżamy po schodach z parkingu, a ja, jak ten głupi, się odzywam.
– Wiesz co, ale mogłaś wziąć torebkę z samochodu. Będziesz chodziła z tym portfelem i telefonem w ręku i zaraz je gdzieś posiejesz.
– Musiałam ją zostawić, bo jest pełna po brzegi – odpowiedziała, a moje serce stanęło. Pięknie. Pojechałem po farbę, wszedłem tu po narzutę, pościel, poduszeczki i co tam jeszcze, a skończę, ciągając się za K szukającą torebki. No złote popołudnie. – No nic, będę musiała coś szybko kupić i wrzucę do reklamówki najwyżej.
Uff. Nie będzie szukała torebki.
Zamiast tego weszła do sklepu z naturalnymi kosmetykami. Trzeba przyznać, że szybko się uwinęła. Już po jakimś kwadransie albo sześciu zmieniliśmy sklep z naturalnymi kosmetykami na zwykłą drogerię, bo w tym sklepie z naturalnymi kosmetykami nie da się nic na szybko kupić, jak tak nad nią wiszę i marudzę. Jeszcze trzy kwadranse w drogerii i w końcu udało się kupić odżywkę, której w sumie nie potrzebowała, ale przynajmniej zdobyła reklamówkę na telefon i portfel. Powiedziałem, że w sumie mogłem wziąć do kieszeni, ale nie chciała mnie przeciążać. Kochana jest, więc odwdzięczyłem się jej, niosąc jej reklamówkę z odżywką, portfelem i telefonem.
Pojechaliśmy do sklepu po farbę, żeby pomalować łóżko. Nie kupiliśmy jej, bo jedyny odcień, jaki jej się podoba, białe wino, był jedynym, którego w sklepie zabrakło. Na szczęście obok było centrum handlowe, a my potrzebowaliśmy wielu innych rzeczy do łóżka. Nie kupiliśmy też do niego narzuty, pościeli, poduszek i czego tam jeszcze z powodu bardzo dobrych powodów, ale głównie dlatego, że po trzech godzinach chodzenia po centrum handlowym okazało się, że nic tam nie ma, a to, co jest, nam nie pasuje. Z powodu powodów.
Ale hej, moja dziewczyna ma nową odżywkę, farba się znalazła, łóżko pomalowane, zapomnijmy o całej sprawie.
– Fajnie wyszło, co?
– No fajnie. Miałam rację co do koloru. Miałam?
– Miałaś.
– Warto było za nim jeździć?
– Mhm.
– Co mhm?
– No powiedzmy, że warto.
– Bo warto. Ładnie wyszło. Tak ładnie, że mogłabym mieć takie włosy…
– … – nie.
– …włosy w kolorze białego wina…
– … – proszę nie.
– Skoczysz ze mną po farbę?
– … – chyba sobie żartujesz.
– …
– No spoko.