Moja babcia dostała telegram i o mało przez to nie umarła.
Nie że teraz. Kiedyś, ale w czasach, które pamiętam sam, własnym wspomnieniem, a nie poprzez rodzinną anegdotę.
Wydaje mi się całkiem zabawnym, że mogłem w tym roku stać palcami w gorącym piasku po drugiej stronie globu i na ekranie małego komputerka, który z jakiegoś powodu wciąż nazywamy telefonem, na żywo, bez dodatkowych opłat, widzieć swoich rodziców siedzących w domu przy kominku. Prowadzę z plaży wideorozmowę w hd, a przecież pamiętam czasy, kiedy nie w każdym domu był telefon stacjonarny, a ważne wiadomości przynosił czasem pan na takim śmiesznym formularzu z naklejonymi na niego paskami zadrukowanymi ważną treścią w perfekcyjnie krótkiej formie, bo przecież każdy znak był na wagę złota.

Moja babcia dostała kiedyś telegram i o mało przez to nie umarła, a ja zamiast skupić się na tym, to zajmuję was jakimiś dygresjami. Przecież wszyscy wiemy, co to telegram. Chyba. Przecież odeszły tak niedawno. Właśnie to sprawdziłem. Telekomunikacja Polska przestała je dostarczać w 2002 roku. To był duży rok. Na rondzie De Gaulle’a postawili sztuczną palmę. Polsat wyemitował ostatni odcinek Disco Polo Live. Adam Małysz wygrał konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem. FSO przestało produkować Poloneza. Urodzili się najmłodsi z czytelników tego bloga. Ale telegram się jeszcze nie skończył. Na miejsce Telekomunikacji weszła Poczta Polska, za której pośrednictwem telegram pocztowy można było nadawać aż do października 2018 roku. Telegram w Polsce zakończył żywot dopiero rok temu. Co ciekawe, nadawca telegramu pocztowego mógł, oprócz osobistego doręczenia, zlecić przekazanie jego treści za pomocą telefonu, faksu, e-maila lub sms-a. To jest dopiero szczyt masochizmu. Iść na pocztę i stać w kolejce, żeby ktoś wysłał za ciebie sms-a.

No więc moja babcia dostała kiedyś taki telegram, jeszcze przed czasami nieoryginalnych pocztowych telegramów, i o mało przez to nie umarła, więc może w końcu zajęlibyśmy się tym, a nie przepisywaniem wyjątków z historii telegramu w Polsce z Wikipedii. Babcia otarła się o śmierć nie z powodu treści telegramu, tylko z samego faktu jego otrzymania. Ze strachu mało nie umarła, bo telegram oznaczał ważną wiadomość, a ważna wiadomość to zazwyczaj zła wiadomość.
W telegramie napisali, że babcia wygrała lodówkę.
A wczoraj późnym wieczorem do mojej dziewczyny zadzwonił telefon i o mało nie umarła. Pierwszy raz z natychmiastowego stresu wywołanego przez dzwonek, drugi raz biegnąc do telefonu i potykając się o własne nogi.
Bo przecież ludzie dzwonią już tylko w ważnych sprawach, a coś, co jest tak ważne, żeby dzwonić w środę wieczorem, musi być złe.
Przez telefon pytali ją, co chciałaby dostać na urodziny.

Podobieństwo tych sytuacji nie daje mi spokoju. Nie twierdzę oczywiście, że rozmawianie przez telefon jest już takim samym przeżytkiem jak telegram. Ale trochę jest. Przynajmniej dla mnie.

Od lat przy przedłużaniu umowy nie zwracam uwagi na dostępne w ofercie darmowe minuty, bo i tak wiem, że dostanę połączenia w kraju bez limitu, bo, jak sądzę, operator i tak wie, że nie ma to żadnego znaczenia, bo wydzwonię tyle, co nic. W mieszkaniu mam gniazdko, do którego mogę podłączyć telefon stacjonarny (również z nieograniczonymi minutami). Gniazdko jest dziewicze, bo sama myśl o posiadaniu stacjonarnego telefonu jest dla nas absurdalna. Mamy je, bo było w zestawie z internetem.
Kiedy chcę załatwić służbowe sprawy, wybieram maila. Zdecydowanie wolę mieć wszystko na piśmie. Kiedy ktoś obcy chce koniecznie załatwić sprawę ze mną przez telefon, mam wrażenie, że chce mnie przekręcić.
Z rodziną i przyjaciółmi jestem w ciągłym kontakcie na komunikatorach.
Jeśli chcę kogoś usłyszeć, to pewnie chodzi o kogoś bliskiego, więc wybieram wideorozmowy, bo hej, skoro tęsknię, to chętnie też zobaczę.
Jedyni ludzie, z którymi rozmawiam regularnie przez telefon, to moje babcie, telemarketerzy, kurierzy i moja dziewczyna, kiedy wyśle mnie do drogerii i musi mi wyjaśnić, gdzie co leży.
Może nie reaguję na połączenia przychodzące jak moja babcia na telegram, ale głośnym, zrezygnowanym westchnieniem bardzo często.

Jest taki stary dowcip, jeszcze sprzed ery smartfonowej, który nie śmieszył mnie już, kiedy był nowym dowcipem, o facecie, który sprzedawcę zachwalającego wszystkie wspaniałe funkcje dostępne w nowym modelu telefonu, pyta, czy da się z niego dzwonić. Jest koniec 2019 roku i aplikacja z ikonką słuchawki jest dla mnie jedną z mniej ważnych na moim telefonie. Jestem ciekaw, jak jest z tym u was, więc dajcie znać w komentarzach tu albo na fanpage’u. Możecie nawet wysłać prywatną wiadomość.
Tylko błagam.
Nie dzwońcie.