Muszę wam powiedzieć, że nic mnie tak w internecie nie drażni, jak cykle.

tu będzie przydługi wstęp, jeśli chcecie go pominąć i dorwać się do treści,
scrolujcie do najbliższego śródtytułu

Mam wolną chwilę, wchodzę sobie do internetu w poszukiwaniu lektury, takiej lekkiej, niewiele cięższej niż etykieta płynu do prania, ale chociaż trochę bardziej zajmującej, może być też film na YouTube, nie będę wybrzydzał, znajduję coś i nagle się okazuje, że to fragment jakiejś serii, więc moja nerwica natręctw nie pozwoli zacząć mi w tym miejscu.
Muszę albo znaleźć pierwszy odcinek, albo coś zupełnie innego, i zanim zdążę cokolwiek z tych lekkich treści skonsumować, czas wstawać i wracać do życia, bo inaczej nogi zdrętwieją.
Jednocześnie, jakoś tak przewrotnie, noszę w sobie potrzebę tworzenia jakiegoś cyklu. Czegoś ciągłego, nadającego rytm, czegoś, czemu będzie rosła cyferka, żebym widział, że się z tą niewdzięczną pracą, jaką jest pisanie bloga, posuwam naprzód.
Kiedyś już coś takiego na blogu było, nazywało się wśródką, i w pierwszej chwili chciałem do tej nazwy wrócić. Kontynuować serię jak gdyby nic się nie stało. Niestety, to nie przejdzie, bo o ile samo słowo wśródka podoba mi się bardzo, to wsrodka w adresie internetowym już zdecydowanie mniej, nic na to nie poradzę, bez polskich znaków to już nie jest ten sam wyraz.
Burza mózgów przeprowadzona w całym zespole redakcyjnym (ja i moja dziewczyna) nie przyniosła efektów, poza Konrad Poleca Rzeczy, ale odrzuciłem to, bo nie chciałem wywoływać zbyt materialnych skojarzeń. Bo nie tyle o rzeczy chodzi, co o stuff.
Dlatego na razie będzie to Nienazwany Post Cykliczny, mam nadzieję, że ludzie z Nienazwanego Podcastu Filmowego się na mnie nie obrażą, zwłaszcza że w tym miejscu polecam wam ich twórczość, jak i twórczość całego zespołu Podsłuchane, nie śmiejcie się z nich, że robią radio w XXI wieku, bo to mili i wrażliwi ludzie są.

Ta seria będzie poza głównym nurtem publikacji. Wstępnie możecie spodziewać się tu:
– poleceń filmów, internetowej twórczości, muzyki i wszelkich dzieł kultury (może nawet przepisów na dobre jedzonki, bo czemu niby nie, jedzonki to też kultura);
– ale też bardziej namacalnych rzeczy, które mi się w przeciągu tygodnia spodobają;
– może nawet jakichś wyjątkowych ofert;
– no nie wiem, naprawdę może znaleźć się tu wszystko, wiecie, stuff;
– kto wie, może nawet jakieś podsumowanie tygodnia, niepublikowane zdjęcia, te sprawy;
– rzeczy, o których chcę napisać, ale z jakiegoś powodu nie widzę potrzeby tworzenia dla nich osobnego tekstu.

Możecie to potraktować trochę jak newsletter bez zapisywania. Założenie jest takie, że mi ma się łatwo pisać, wam łatwo i przyjemnie czytać, macie coś z tego wpisu wynieść dla siebie, a ja mam wymusić na sobie większą regularność w pisaniu, bo przecież nie wypada dopuścić do sytuacji, w której dwa odcinki następują po sobie, bez żadnego tekstu pomiędzy.

No i będzie krótko, obiecuję, ten długaśny wstęp zdarza się tylko raz. Właściwie to już się zdarzył i możemy przejść do głównego dania.

Dwa dobre filmy, które łatwo przegapić

Muszę wam powiedzieć, że koniec listopada i początek grudnia pozytywnie mnie zaskoczyły. Po dwóch absolutnie nietrafionych seansach (Bohemian Rhapsody i te nowe Fantastyczne Zwierzęta) nie spodziewałem się, że jeszcze coś dobrego w tym roku zobaczę. A tu niespodzianka. I to podwójna.

Assassination Nation (plakat powyżej, a jedna z bohaterek na okładce wpisu) poleciła mi Tattwa, której poleceniom ufam, nawet pomimo tego, że poleciła mi ostatnio Madame Libery. Nie jestem pewien, ale chyba żadna inna kinowa premiera nie weszła mi w tym roku tak bardzo jak to. Filmweb twierdzi, że to thriller, IMDb pozycjonuje go w gatunkach comedy, crime, drama, a tak naprawdę to stare dobre exploitation. Właściwie nowe dobre exploitation. Film zgarnął jakieś 6/10 na IMDb, a 7/10 na Filmwebie, i trzy serca i bakłażana u mnie, i nie ma to żadnego znaczenia. Albo go pokochacie, albo znienawidzicie, albo, jak para trzy rzędy za nami, kompletnie nie zrozumiecie. Współczesne polowanie na czarownice w przepełnionej fetyszem instagramowej stylistyce. Brutalnie, wulgarnie i miodnie. Spieszcie się, jeśli chcecie sprawdzić, bo raczej nie będą tego długo grali.

Gentleman z rewolwerem to zupełnie przeciwny biegun kina. Ciepła, dowcipna, pełna dobrej energii historia człowieka, który bardzo chce żyć pełnią życia, w związku z czym bardzo nie chce przestać rabować banków. Obsada jest wspaniała. Robert Redford, którego Forrest Tucker emanuje wiarą, że wciąż ma całe życie przed sobą, i Sissy Spacek, która wciąż ma najseksowniejszy nos na ziemi. Casey Affleck, Tom Waits i Danny Glover. Nikt tu się nie forsuje, nie stara się błyszczeć ani tworzyć historii kina, i może właśnie dlatego wypadają tak autentycznie. Idealny film na niedzielne popołudnie. Jestem ciekaw, ile odniesień do kariery Redforda uda wam się wyłapać podczas seansu.

Kanał na YouTube, 
który jest stanowczo za mało popularny

Skazany na film to złoto. Kropka. Dla takiej wiedzy, głębi analizy i zgrabnej formy warto się czasem zgubić na YouTube. Trafiłem przypadkiem i zostałem na zawsze. Mógłbym wam polecać swoje ulubione materiały, ale okazało się, że po prostu wymieniałbym tytuły tak jak lecą na kanale. Ten o Lynchu, ten o seksie, ten o tym doskonałym odcinku BoJacka. Zamiast tego zostawiam link do odcinka, od którego zaczęło się moje fanboystwo.
Subskrybujcie.

Świetna dziennikarska robota

Ja wiem, że przez wszystkie internetowe cykle nikt już nie ma czasu na czytanie prasy, ale ten artykuł na gazeta.pl jest zdecydowanie wart uwagi. 

I tym oto depresyjnym akcentem docieramy do końca pierwszego Nienazwanego Posta Cyklicznego. Jeśli macie pomysł na nazwę lepszą niż NPC, to nie krępujcie się, bardzo chętnie ją wykorzystam. Dajcie znać, co myślicie o takiej formie, nie zapomnijcie zostawić lajka i myjcie zęby co najmniej dwa razy dziennie.
Buzi!