Często czytam w mediach społecznościowych żale moich znajomych (i nie tylko znajomych), którzy skarżą się na kurierów. A to kurier nie dojechał, a to paczka była uszkodzona, a to kurier był niemiły i się krzywo patrzył. A przecież, skoro otrzymuje wynagrodzenie za swoją pracę, powinien paczki przynosić w zębach o takich godzinach, w których jaśnie klient raczy być w domu.

Patronem wpisu jest ING Bank Śląski

Oczywiście zupełnie zrozumiałe jest, że płacąc za usługę, oczekujemy dobrego jej wykonania. Nie zwalnia nas to jednak, według mnie, z bycia uprzejmym dla człowieka, który  ma dziennie do rozwiezienia masę paczek i nie może, nawet jeśli by bardzo chciał, dostosować się do wymagań wszystkich odbiorców. Ja zawsze jestem miła dla kurierów i, to niesamowite!, oni odpowiadają mi tym samym! Ostatnio pan kurier wniósł na nasze poddasze dwudziestokilogramową paczkę i gdy wyraziłam troskę, że taka ciężka, i podziękowałam mu serdecznie, odpowiedział: Aj tam, co tam pani dziękuje. Jak się do was nosi, to wszystko jest leciutkie.

Często zapominamy, że po drugiej stronie metaforycznej lady – czy to jest sklep, urząd, restauracja czy pociąg – stoi człowiek, który zasługuje na dobre słowo.

Pamiętacie, kiedy ostatni raz pochwaliliście kogoś wykonującego dla was usługę? Kuriera, że przyniósł wam paczkę na czas i do tego wbiegał na wasze szóste piętro po dwa stopnie, nucąc piosenkę? Albo przemiłą panią w kwiaciarni, mającą zawsze świeże kwiaty, które postoją dwa tygodnie? Albo kawiarnię serwującą pyszną kawę z pianką? A może przekazaliście przez kelnera swoje uznanie kucharzowi, bo przed chwilą zjedliście niebo posypane gwiazdkami?Jeśli jakaś usługa została dobrze wykonana i jesteśmy z niej zadowoleni, to często uznajemy to za normalne – w końcu płacimy za to, aby coś było dobrze wykonane, więc po co chwalić, nie?

Co innego gdy coś  coś pójdzie źle, ktoś nas potraktuje nie tak, jak tego oczekiwaliśmy, albo po prostu coś nam się nie podoba – wówczas z łatwością chwytamy za klawiaturę, by obsmarować w necie tego wstrętnego, spóźnialskiego, nieuczciwego, nieświeżego, niemiłego, kłamliwego, ohydnego, złodziejskiego, przeterminowanego (tu wstaw osobę lub produkt które cię zawiodły).
By cały świat wiedział, żeby nie kupować szajsu z tej firmy albo nie jeść w tej knajpie, bo kucharz chyba się uczył gdzieś w Pcimiu Dolnym, a w hamburgerze to na pewno był pies zmielony razem z budą, chociaż do tej pory było dobrze, to tym razem nie wyszło, frytki były za słone, jedna gwiazdka, nie polecam.

Przekonałam się o tym na własnej skórze. Nasze blogowanie to w sumie taki small biznes, tylko jeszcze bardziej wystawiony na widok publiczny i ocenę innych, bo w końcu „jeśli pokazujemy swoje życie w internecie, to inni mają prawo je skrytykować”.
Skłamałabym, gdybym napisała, że negatywne opinie i hejty mnie nie dotykają. Dotykają, a im słabszy mam dzień, tym dłużej zajmuje mi wyjaśnienie sobie samej, że ta osoba po drugiej stronie kabla wcale nie ma racji, że mam twarz całą w krostach (bo nie mam), tylko chce mnie, z sobie tylko znanych powodów, zranić. Może moja twarz ją wkurza. Może zakłada, że wszyscy ludzie tworzący w internecie nie są warci funta kłaków i należy im to wytykać, by czasami nie za bardzo obrośli w piórka z tymi swoimi flat layami i zdjęciami z Malediwów. Może. Nie wiem.
Codziennie spotykamy się z jakąś nową opinią na nasz temat, nie tylko w internecie.

Na pewnej konferencji zostałam dosłownie zmieszana z błotem, gdy jednej pani nie spodobał się mój wygląd. Jedna z pań profesorek po moim wystąpieniu przy całej sali zaczęła komentować głośno moją bordową, klasyczną sukienkę i jasne włosy, dając mi do zrozumienia, że nadawałabym się jedynie na pogodynkę czy prezenterkę w telewizji, ponieważ wyglądam na pustą lalę, a mój ton głosu był nie do przyjęcia, ponieważ powinnam referować wyniki swoich badań, a nie o nich opowiadać i próbować do nich przekonać moich słuchaczy. Chociaż wiedziałam, że żaden z jej zarzutów nie jest prawdą, chociaż krytyka nie była w żaden sposób merytoryczna, długo nie potrafiłam pozbyć się jej słów z głowy.

Mamy jednak szczęście. Według Całkowicie Zmyślonego Instytutu ds. StatystyK MDCB 95 procent komentarzy, które otrzymujemy w związku z naszą blogową działalnością, to opinie pozytywne. Wy, nasza społeczność, jesteście naprawdę wspaniali i potraficie dać potężnego motywacyjnego kopa do działania. Każdy lajk, każdy miły lub będący sensowną polemiką komentarz, to dla nas znak, że robimy coś dobrze. To pcha nas (zwłaszcza mnie) do przodu. Aż chce się rano wstać i zrobić coś więcej. Dlatego chcielibyśmy, by inne firmy, tak jak my, mogły również dowiedzieć się o sobie miłych rzeczy, niekoniecznie prowadząc intensywne życie w social mediach, bo wiemy, jak duże ma to znaczenie. Zdecydowaliśmy przyłączyć się do akcji Dobry Głos Dla Firm (na zaproszenie banku ING) i zachęcić was do pisania dobrych opinii o swoich ulubionych firmach, i tych malutkich, lokalnych, rodzinnych, i tych wielkich molochach, w których pracują ludzkie kasjerki, na stronie www.glosdlafirm.pl.

Ja postanowiłam sobie, że chociaż raz w tygodniu będę zostawiać dobrą opinię. Jest komu, bo mam szczęście trafiać praktycznie na samych fajnych ludzi, i dopiero ta akcja uświadomiła mi, że w ogóle się tym szczęściem nie dzielę!
Na co dzień staramy się wspierać lokalne firmy. Prawie codziennie kupujemy warzywa i owoce w małym warzywniaku na naszej ulicy. Wymieniamy z właścicielką uwagi o pogodzie, wysłuchujemy najświeższych ploteczek. Kocham pomidory, a u niej zawsze znajdę kilka gatunków, jędrnych i soczystych.
Niedaleko nas znajduje się również niewielka palarnia kawy, Bless Coffee Roasters, w której kupujemy ziarna. Nie dość, że kawę mają świetną i świeżą, to sprzedający tam pan zawsze podchodzi do swojej pracy z takim samym entuazjazmem – opowiada mi o rodzajach kawy, wypytuje dokładnie o moje upodobania smakowe i czy lubię kawę z mlekiem, czy bez, z ekspresu przelewowego, czy z kawiarki. Czuję się wtedy niesamowicie dopieszczona i mam ochotę ciągle tam wracać.
Dzięki pozytywnym opiniom w internecie trafiłam też na miejsce, obok którego przechodziłam wiele razy i nawet go nie zauważyłam. Pewna pani otworzyła malutką jadłodajnię ze wschodnimi przysmakami – Bistro Bajkał. W lokalu znajduje się zaledwie kilka stoliczków, ale każdy, kto raz tam trafił, zawsze wraca. Nie tylko z powodu przepysznych pielmieni, ale ze względu na właścicielkę, która opowiada o przyrządzanych przez siebie potrawach z taką pasją, że ma się ochotę ją uściskać. Odwiedziwszy ją, można nad parującymi pierożkami usłyszeć niejedną anegdotę. Uwielbiam takich ludzi.

Jeśli tak jak ja macie w swojej okolicy właśnie takie fajne, lokalne małe firmy, które zasługują na parę dobrych słów i na to, usłyszeli o nich inni ludzie, możecie okazać im trochę miłości na www.glosdlafirm.pl. Wasze pozytywne opinie mogą zostać słowami piosenki! Mela Koteluk i Paweł Domagała, którzy są też zaangażowani w tę akcję, wybiorą najfajniejsze i je zaśpiewają. Poniżej możecie zobaczyć, jak fajnie to wychodzi:

How cool is that? <3

Pamiętajmy, że za każdą firmą, szczególnie tą najmniejszą, stoi człowiek, który ciężko pracuje, aby móc się rozwijać, a każde dobre słowo jest dla niego na wagę złota.
Takim kimś możesz niedługo być ty.
Ja jestem, chociaż się tego nigdy nie spodziewałam.