Ach, to były czasy, te czasy nastoletnie.
Wszystko było takie podniecające i ociekające nowością.
Człowiek był taki cudownie naiwny i nieskażony krytycznym myśleniem.
Szczególnie jeśli chodziło o modny wygląd.

Te pierwsze dyskoteki szkolne w klubie Come-In, owianym złą sławą przybytku rozpusty w środku miasta. Zimowe kurtki z kapturem co prawda obszytym sztucznym futrem i mogącym pomieścić nie jedną, ale nawet trzy głowy, ale za to kończące się tuż nad pępkiem, by ukazać światu płaski brzuch, na którym kebaby na grubym cieście nie odcisnęły jeszcze swojego piętna. Te spodnie biodrówki, w których nie wolno się było schylać, te cieniutkie paseczki stringów wystające zza paska, wrzynające się w nawet najchudsze boczki, wystawione bezlitośnie na mróz (“Popamiętasz jeszcze moje słowa, gdy po trzydziestce będziesz miała problemy z pęcherzem!” – gderali dorośli, a my miałyśmy wtedy nasze trzydziestoletnie pęcherze głęboko w dupie). To codziennie tapirowanie wycieniowanych włosów i rozczesywanie ich, aż urwane końcówki wirowały wokół w powietrzu

Ach, te nastoletnie, szalone czasy. I te tricki urodowe, przechodzące z koleżanki na koleżankę, z siostry na siostrę. Przekazywane z ust do ust w szkolnej łazience, w dziewczęcym pokoju, wyczytywane z kolorowych pisemek dla nastolatek i ze starych poradników naszych mam. Niektóre przydatne przez całe życie, niektóre… wywołujące dziś szeroki uśmiech, westchnięcie i pacnięcie się w głowę packą na muchy.

Rozdzielanie wytuszowanych rzęs igłą

Im więcej warstw tuszu, tym oko bardziej wytworne i seksowne – mówi prastare porzekadło z 2003 roku. No więc nakładałam jedna po drugiej warstwy, pracowicie nabierając szczoteczką czernidło z żółtej buteleczki, aż moje z natury krótkie i sztywne rzęsy stawały się nie tylko czarne jak serce naszej matematyczki i nieznośnie długie, zupełnie jak ten moment, w którym pani od polskiego jeździła długopisem po liście obecności w górę i w dół, by wybrać jakiegoś nieszczęśnika do odpytki z Bogurodzicy – ale również sklejały się jak porzucone na dnie mojej przepastnej torebki miętówki. Wówczas w ruch szła igła, którą wprawnymi ruchami rozdzielałam wytuszowane rzęsy, włosek po włosku, zanim jeszcze tusz zdążył zaschnąć. Nie żeby te pięknie rozdzielone i wytuszowane rzęsy było widać na tle grubej warstwy kredki, którą obrysowywałam sobie oczy…

Chodzenie spać w makijażu

Wyczytałam kiedyś w jakimś czasopiśmie, że bodajże Heidi Klum uwielbia efekt rozmazanego oka. Specjalnie przed sesją zdjęciową kładzie się spać w pełnym makijażu, a rano wygląda tak wspaniale, że makijażyści aż płaczą ze szczęścia. Też chciałam, by ludzie na mój widok płakali ze szczęścia, więc nie zmywałam na noc kredki ani tuszu. Przy okazji nie ściągałam też soczewek kontaktowych, bo by się przecież pobrudziły… A ile czasu oszczędzałam rano! Do tego z rozmazanym tuszem we własnym mniemaniu wyglądałam tajemniczo i zalotnie (i trochę jakbym przespała noc na dworcu) 😉

Utrwalanie makijażu lakierem do włosów

Serio. Robiłam to co każdą imprezę. Najpierw pryskałam lakierem natapirowane włosy, a poźniej umalowaną twarz. Serio. Nie zmyślam. Naprawdę to robiłam.
Chcesz, by twój mejkap nienaruszony przetrwał całą imprezę? Dokładnie spryskaj twarz lakierem do włosów, najlepiej tym najtańszym w butelce, podwędzonym mamie z szafki, bo czerwony Taft źle trzyma, a Elnett za drogi. Botoks twarzy w gratisie, a botoks to to, czego każda siedemnastolatka z całą pewnością potrzebuje!

Golenie brwi maszynką

Przyjaciółka dzwoni do ciebie, że szykuje się impreza i masz być gotowa za 15 minut, a ty właśnie zagrzebałaś się w kołdrę z opakowaniem parówek z serem, colą i kotem, gotowa do obejrzenia siedemdziesiąty ósmy raz Amelii? Nie ma problemu! Włosy zdążysz umyć, wyschną na mrozie, czarna bluzka na ramiączka, czarna spódniczka i czarne rajstopy to zawsze doskonały wybór, kreskę na oku zrobisz już w autobusie, ale… co to?! Czyżby to były niewydepilowane brwi, które śmią z cieniutkich dżdżownic przepoczwarzać się właśnie we włochate gąsienice? Na pewno wszyscy zauważą, a już na pewno ten Piotrek z IIb, na pewno pochyli się nad tobą w tańcu, gotów szeptać słowa miłości, aż tu nagle wzdrygnie się i powie: O fuuu, rosną ci włosy na czole, nara, spadam! Od takiego scenariusza uchronić cię może jedynie maszynka do golenia. Trzy sekundy, trzy szybkie ruchy i brwi znów cienkie jak L&M slimy!

***

Więcej grzechów nie pamiętam. A teraz… przyznać się! Kto jeszcze golił brwi maszynką, rozdzielał sklejone rzęsy igłą albo chodził spać w makijażu? A może robiłyście coś jeszcze głupszego? Dajcie znać, jestem szalenie ciekawa 😀

PS Brwi na szczęście mi odrosły, choć trick z maszynką stosowałam często. Butelkę lakieru do włosów kupiłam w marcu i na razie nie użyłam jej ani razu. Makijaż zmywam teraz nawet po imprezie, chociażbym najchętniej w pełnym rynsztunku rzuciła się do łóżka. I na szczęście teraz mamy lepsze tusze 😉