Patronem tego tekstu jest marka RICA
(zanim przejdziecie do czytania poniższego tekstu, zadbajcie odrobinę o wprowadzenie się w nastrój. Usiądźcie wygodnie, najlepiej przy oknie w plamie słonecznego światła, zróbcie sobie dobrą, aromatyczną kawę albo nalejcie kieliszek wina i włączcie soundtrack z mojego ukochanego włoskiego filmu)
Marzyliście kiedyś tak bardzo o pojechaniu do jakiegoś kraju czy miasta, że wyobrażaliście sobie ze szczegółami swoją podróż i cudowne miejsca, które widzieliście do tej pory tylko na zdjęciach? Nakręcaliście się na ten niezwykły, upajający klimat, który poczujecie nawet w czubkach palców, i najpiękniejsze chwile, które tam przeżyjecie? A do tego czytaliście o nim mnóstwo książek i oglądaliście masę filmów? I aż trochę się boicie, że dopadnie was syndrom paryski, tak jak tych wszystkich ludzi, których rozczarowało Miasto Świateł i czuli się nieszczęśliwi, ale jednak jesteście przekonani, że na pewno tak nie będzie?
Ja tak mam z Włochami. Włochami, w których dotąd nigdy nie byłam, ale już kocham je całym sercem. Marzę o zobaczeniu tych wszystkich miejsc, które widziałam w filmach i które wyobrażałam sobie, czytając książki. Mam w głowie tyle pięknych obrazów, niemalże czuję odurzający zapach toskańskich pól w pełnym letnim słońcu i chłód ścian kamiennych willi z widokiem na morze. Czuję pod skórą urokliwą melancholię nadmorskich miasteczek na Sycylii i przepych cesarskiego Rzymu, mam w ustach smak świeżej pizzy i sosu pomidorowego, i dobrej, aromatycznej kawy, i wina, i smak gorącego letniego popołudnia, kiedy powietrze aż drży od oczekiwania…
Moja miłość do włoskich filmów zaczęła się latem. Szukając czegoś do obejrzenia w gorące, letnie popołudnie, w kolekcji DVD moich rodziców trafiłam przypadkiem na film z Monicą Bellucci. Była to „Malena”, do której soundtrack podlinkowałam wam wyżej, byście słuchając go, mogli się wczuć w tę moją wielką włoską fantazję. Obejrzałam go wówczas pierwszy raz w życiu, trochę od niechcenia, i zupełnie przepadłam. Urzekło mnie w niej wszystko. Poruszająca historia o pierwszej miłości do dojrzałej kobiety. Atmosfera małego, skąpanego w słońcu włoskiego miasteczka, nad którym wisi wojenny cień. Nadmorskie deptaki, którymi Malena szła do miasta, odprowadzana wieloma parami nie tylko chłopięcych oczu. I sama Monica Bellucci, która wcieliła się w rolę tytułowej Maleny – jej klasyczna uroda, piękne, lśniące, ciemne włosy, sposób, w jaki się poruszała, leciutko, prawie niezauważalnie kręcąc biodrami na boki.
Zachwyciłam się wówczas także tym, jak się ubierała. Jej klasyczne sukienki przed kolano, niby zachowawcze, ale jednak seksowne; długi, jedwabny szlafrok w pudroworóżowym kolorze, obrębiony koronką, który miała na sobie, gdy stanęła w drzwiach od kamienicy i poprosiła głównego bohatera, trzynastoletniego Renato, by kupił jej papierosy. Ponadczasowe sukienki w kwiaty, których dziś pełno można znaleźć w mojej szafie. W jednej ze scen Malena słucha na gramofonie płyty z piosenką, która kojarzy jej się z ukochanym, i tańczy sama w jej takt, obejmując się ramionami. W innej siedzi przy kawiarnianym stoliku na placu, a wszyscy mężczyźni wokół niej chcą odpalić jej papierosa. Ma na sobie czarną sukienkę. Bardzo podobną do tej, którą ostatnio sobie uszyłam w Wietnamie, chociaż dostrzegłam to dopiero teraz, pisząc ten tekst.
Monica Bellucci jako Malena, choć z wyglądu zupełnie nie jesteśmy do siebie podobne, w dużym stopniu ukształtowała moje spojrzenie na modę i umiejętność dostrzegania perełek wśród ubrań, które inni uznaliby za przestarzałe czy wręcz babcine. Dzięki niej i aktorkom, które grały w filmach w latach 50., dostrzegłam też urok klasycznych loków zakręconych na wałki, a nie na lokówkę, po wyschnięciu rozczesanych i ułożonych za pomocą szczotki. Uniesionych u nasady, błyszczących, puszystych i delikatnych.
Ale nie tylko styl retro kojarzy mi się z Włochami. Włoskim filmem, który wywarł na mnie równie mocne wrażenie, są “Ukryte pragnienia” Bernarda Bertollucciego. Grająca główną bohaterkę Liv Tyler przyjeżdża na lato do toskańskiej willi – chce odnaleźć swojego prawdziwego ojca oraz spotkać miłość z dzieciństwa. Lucy zamieszkuje w przerobionej na małe mieszkanko kamiennej stodole – tam kąpie się w wannie za białą zasłoną, tańczy do utraty tchu, słuchając walkmana, i pisze wiersze na skrawkach papieru. Jest dziewczęca, słodka i niewinna. Gdy chcę poczuć się jak ona, odkładam na bok retro sukienki w stylu Maleny, i wkładam dżinsy z wysokim stanem, białą koszulę kończącą się nad pępkiem albo lekką, cieniutką, niemalże prześwitującą sukienkę na ramiączkach w drobne kwiaty, w wersji nowocześniejszej – taki sam kombinezon, jeśli nie chcę tak jak Lucy pokazywać skrawka białych fig.
W sukience, w której główna bohaterka bierze udział w upojnym przyjęciu w starej włoskiej willi, rozświetlonej blaskiem świec i wypełnionej śmiechem pijących wino gości, można rozpoznać moją weselną zwiewną suknię w kwiaty (i dlatego, tak jak niedawno pisałam w tekście o oddawaniu ubrań, trudno mi się z nią rozstać). W tej właśnie scenie Lucy upięła sobie połowę włosów w kok na czubku głowy, ale jedna z jej towarzyszek rozpuszcza jej włosy, mówiąc: “Tak jest o wiele lepiej”. Do Lucy najbardziej pasują dziewczęce, naturalne, lekko pofalowane włosy, które, jestem o tym przekonana, pachną wiatrem niosącym zapach ziół i kwiatów znad toskańskich pól. W tej wersji pozwalam, by moje włosy wyschły naturalnie, lekko skręciły się nad czołem i na końcach. I zawsze, ale to zawsze muszą pięknie pachnieć.
Od kilku tygodni myję i odżywiam włosy kosmetykami sycylijskiej marki RICA, które pachną tak, jak włoskie kosmetyki powinny pachnieć – słońcem, latem, morzem i roślinami, które naturalnie rosną we Włoszech. Używam na zmianę trzech zestawów i chyba nie umiałabym wskazać, który z nich jest najlepszy. Gdy bardziej czuję się Maleną i będę kręcić włosy na wałki, używam szamponu, odżywki i olejku z olejem z opuncji figowej, którą, mam ogromną nadzieję, kiedyś zobaczę na żywo na Sycylii, ponieważ występuje tam naturalnie <3 Włosy po tym zestawie są błyszczące i zdyscyplinowane, a loki bardzo sprężyste i pięknie trzymają retro kształt. Natomiast gdy raczej jestem w romantycznym nastroju i chciałabym spędzić popołudnie na zbieraniu polnych kwiatów, używam szamponu i odżywki Naturica detoksykującej, które w składzie mają (oprócz olejku z opuncji, oczywiście, on jest w prawie każdym kosmetyku RICA) ekstrakt z mięty, olejek z mięty i olejek z rozmarynu, więc wyobraźcie sobie, jak one cudnie pachną! Moim ulubieńcem jest scrub do włosów z tej serii detoksykującej – gdybym mogła, używałabym go codziennie, tak fajne oczyszczające efekty daje, ale nie ma potrzeby 😉
Chciałabym, byście mogły poczuć się tak jak ja – móc przenieść się na chwilę na Sycylię albo do Toskanii albo dokądkolwiek we Włoszech chcecie, i zadbać o swoje włosy za pomocą bardzo dobrych, naturalnych kosmetyków o pięknych, roślinnych zapachach. Dlatego pięciu osobom, które w komentarzu pod postem konkursowym na naszym fanpage’u na Facebooku napiszą mi o swojej wielkiej fantazji w taki sposób, bym zapragnęła ją spełnić, dam zestawy kosmetyków RICA dopasowane do potrzeb ich włosów 🙂 Konkurs rozpoczyna się dziś i będzie trwał do piątku, 14 czerwca 2019 r., do 23:59 🙂 (regulamin konkursu znajdziecie tu). EDIT: Mam dobry humor i wydłużam czas trwania konkursu do wtorku, 18 czerwca 2019 r. do 23:59, by konkurs trwał pełen tydzień 🙂
No to kto chce się poczuć jak bohaterka włoskiego filmu? 🙂 Możecie napisać mi, czyj styl bardziej do was przemawia – kobiecej Maleny czy dziewczęcej Lucy. A może inspirujecie się jeszcze kimś innym? Dajcie znać 🙂