Gala oscarowa anno domini 2024 przeszła do historii wczoraj około 3:30 czasu polskiego. Był to dla mnie olbrzymi szok, ponieważ co roku przygotowuję się do zarwania całej nocy i oglądania wschodu słońca oczami przekrwionymi od wpatrywania się w telewizor, aż tu nagle zaledwie w połowie paczki niknaków, po jednym dzbanku kawy, ale jeszcze przed napojami energetycznymi – koniec, dobranoc, proszę się rozejść, do zobaczenia za rok, a my idziemy na imprezę Vanity Fair i do Eltona Johna. Taki biedny człowiek przed telewizorem wyrwany z rytmu, zastyga w bezruchu i nagle czuje pustkę – halo, ale jak to, ja już poświęciłam te 2,5 godziny. Byłam gotowa na to, że cały następny dzień będę mogła zachowywać się jak zombie i tłumaczyć swoje niedyspozycje umysłowe braniem udziału na odległość w tym podniosłym wydarzeniu. I teraz co? Mam się tak po prostu wyspać?

Wczoraj dowiedziałam się jednak, że te dodatkowe godziny snu nic nie zmieniają, i tak się w poniedziałek chodzi jak zombie, szczególnie jak się podczas gali pracowało jak mróweczka, wrzucając na stories świeżutkie wrażenia – jeśli jeszcze ich nie widzieliście, to jak co roku dodałam je do wyróżnionych stories na moim Instagramie. Zatem poniedziałek miałam wypełniony drzemeczkami, co i tak nic nie dało, więc emocje oscarowe na moich kanałach wydłużyły się o kolejny dzień. Niektórzy twierdzą, że to nawet lepiej, bo to jak ze świętami – trzeba będzie czekać kolejny rok, a tu proszę, jeden dzień w gratisie. Nie musicie dziękować 🙂

W tym roku, chyba pierwszy raz od dwóch lat, miałam bardzo wielu faworytów wśród nominowanych do Oscara ludzi filmu i produkcji, bo po prostu rok 2023 obfitował w filmy w moim guście. Do tego byłam świeżo po kinowych seansach Strefy interesówAnatomii upadku, które trochę pozmieniały mi typowania, więc byłam bardzo podekscytowana. I całkiem możliwe, że gdyby nie te dwa filmy, to nie zrobiłaby na mnie takiego wrażenia suknia aktorki występującej w obu produkcjach (bo nie pojawia się w rankingach najlepszych kreacji).

Ale ja to po prostu kocham oscarowe kreacje 😉

Black is back (again)

Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy na czerwonym dywanie, to zatrzęsienie czerni (wcale nie dlatego, że sama siedziałam na kanapie w czarnej sukni z głębokim dekoltem, wybranej przez obserwatorów na Instagramie), ale dlatego, że to kolejny rok z rzędu, w którym klasyczna czerń jest po prostu modna i chętnie wybierana przez kobiety kina. Co prawda w tym roku cały wstęp zagarnęła dla siebie Vanessa Hudgens, która prowadzi relację z czerwonego dywanu dla telewizji ABC, więc pojawiła się na czerwonym dywanie nie tylko jako pierwsza, ale dodatkowo w obcisłej czarnej sukni z golfem i w zaawansowanej ciąży. Przez pierwsze dwie godziny czerwonego dywanu, zanim zaczęły się pojawiać na nim istotne w tym roku nazwiska, zdjęcia szeroko uśmiechniętej Vanessy z brzuszkiem zdobiły główne strony wszystkich liczących się stron związanych z kinem i modą. Ma dziewczyna nosa do autopromocji.

(W każdy kolaż można kliknąć i go powiększyć) Od lewej (u góry): Vanessa Hudgens, Issa Rae (Barbie, American Fiction), (u dołu): Danielle Brooks (nominacja dla aktorki drugoplanowej za Kolor purpury), Eva Longoria oraz Catherine O’Hara, na zawsze mama Kevina McAllistera

Na osobny kolaż zasłużyły te trzy damy w czerni, które czynnie brały udział w rozdaniu Oscarów. Mary Steenburger (zdobywczyni Oscara dla aktorki drugoplanowej w filmie Melvin i Howard w 1980 roku), Jamie Lee Curtis (zdobywczyni Oscara dla aktorki drugoplanowej w filmie Wszystko wszędzie naraz w 2023 roku) oraz Jessica Lange (dwukrotna zdobywczyni Oscara – za pierwszy plan w Błękicie nieba w 1995 roku oraz drugi plan za Tootsie w 1983) wyszły na scenę, gdy nagradzano kobiety. W ogóle uważam to za przepiękny pomysł i mam nadzieję, że w przyszłym roku to powtórzą – pięć zwyciężczyń (oraz zwycięzców, gdyż w przypadku aktorów było podobnie) opowiadało o tegorocznych nominowanych aktorkach w ciepłych, pełnych uznania słowach. Było to wspaniałe doświadczenie, móc oglądać na żywo historię kina zebraną na jednej, nie takiej dużej scenie.

Od lewej: Mary Steenburger, Jamie Lee Curtis, Jessica Lange

Mówiące suknie

We wpisach dotyczących poprzednich rozdań starałam się zawsze chociaż trochę skategoryzować suknie, by nadać przeglądowi przejrzystą formę. W tym roku na prowadzenie wysunęła mi się kategoria statement dresses, gdyż czytając, oglądając i analizując wczoraj cały dzień teksty, zdjęcia i nagrania odniosłam wrażenie, że wiele kreacji miało na celu coś symbolizować. I możliwe, że większość z tego, co tu zaraz napiszę, to nadinterpretacja zarówno moja, jak i połowy Instagram i Tiktoka, ale dlaczego by nie? W końcu moda do tego służy, a już wydarzenia takie jak oscarowa gala tym bardziej.

Wiele głosów krytycznych zdobyła tegoroczna suknia Margot Robbie – po bardzo udanym wizerunkowo turnee podczas promowania Barbie, podczas którego Margot prezentowała przemyślane stylizacje utrzymane w różowych tonacjach, jej drapowana suknia Versace w połyskującej czerni i z nieciekawym dekoltem była jak pokazanie środkowego palca opinii publicznej. Co prawda podczas gali, ilekroć oko kamery skierowane było na Margot, i tak nie można było oderwać od niej wzroku (przynajmniej ja nie mogłam), to tę suknię uznano za fakap. I co się nagle okazuje? Otóż przez całe turnee Barbie, podczas którego Margot grała pierwsze skrzypce i chodziła na różowo, towarzysząca jej America Ferrera ubierana była na czarno albo w ciemniejszych odcieniach, robiąc za tło dla głównej gwiazdy show. I w momencie, w którym to America otrzymuje nominację dla aktorki drugoplanowej, czyli staje się ważniejsza, role zostają odwrócone i to zwykła prawdziwa kobieta pojawia się na gali w pięknej, cukierkowej custom dress, w której wygląda jak milion dolarów, ściągając na siebie oczy całego świata, a Barbie odsuwa się w cień, bo to nie jest o niej.

Czy to prawda? Nie wiem, ale jak dla mnie brzmi bardzo sensownie i bardzo w duchu filmu Grety Gerwig 🙂

Od lewej: Margot Robbie, America Ferrera

96. ceremonia to pierwsza od 1973 roku, na której tak znacząca była obecność natywnych Amerykanów. Wtedy Sacheen Littlefeather w imieniu Marlona Brando odmówiła przyjęcia Oscara za rolę w Ojcu chrzestnym, w próbie zwrócenia uwagi na to, w jaki sposób rdzenni Amerykanie są portretowani przez przemysł filmowy. Dziś wszystko wydarzyło się za sprawą Lily Gladstone nominowanej w kategorii aktorka drugoplanowa za rolę w filmie Martina Scorsese Killers of The Flower Moon, historii o morderstwach w hrabstwie Osage w latach 20. XIX wieku. Pierwszy raz, od kiedy oglądam galę, po czerwonym dywanie szli ludzie w kreacjach z natywnymi wzorami i z piórami we włosach. Sama Lily, która jest pierwszą w historii natywną Amerykanką nominowaną do Oscara, miała na sobie aksamitną granatową suknię bez ramion z domu mody Gucci, haftowaną we wzory w stylu quillwork przez specjalizującego się w tym artystę również o natywnym pochodzeniu (możecie sobie powiększyć kolaż, by je sobie obejrzeć z bliska). Co prawda Lily nagrody nie zdobyła, ale na pewno swoją poruszającą kreacją otworzyła zupełnie nowy rozdział w historii Oscarów.

I nie wiem, czy o tym słyszeliście, ale początkowo rola Lily w filmie Scorsese ograniczała się do zaledwie paru linijek tekstu. Z biegiem czasu jednak, gdy reżyser i partnerujący jej Leonardo DiCaprio byli świadkami jej aktorskiego rozkwitu, zaczęto dodawać kolejne sceny z jej udziałem, które rozrosły się do roli nominowanej do Oscara. Mnie pozostaje jedynie żałować, że nie poszli dalej i pierwsza część filmu nie skupia się na niej i jej siostrach, i nie pokazuje wydarzeń z perspektywy osób najbardziej nimi skrzywdzonych.

Od lewej: Lily Gladstone, u dołu w środku: Tantoo Cardinal (grała jej mamę)

W przypadku kreacji Sandry Huller, która powaliła mnie na kolana, interpretacja tego, co mówi, jest zupełnie moim dziełem, nie czytałam na ten temat zupełnie nic. Sandra nominowana do Oscara była za pierwszoplanową rolę w Anatomii upadku (swoją drogą świetną rolę), ale zagrała również jedną z istotniejszych postaci w filmie Strefa interesów, nagrodzonym w kategorii film międzynarodowy i dźwięk. Wcieliła się tam w żonę komendanta obozu zagłady w Oświęcimiu, Hedwig Hoss, która prowadzi dom nie tyle w pobliżu obozu, co po prostu oddzielony od niego wysokim murem. Dzień w dzień jej i jej dzieciom towarzyszy przerażający szum zagłady – gdy kąpią się w przydomowym baseniku, gdy przyjmują gości, gdy czytają bajki na dobranoc, gdy Hedwig pracuje w swoim ukochanym ogrodzie. Gdy Sandra pojawiła się w tej sukni na czerwonym dywanie, zmroziło mnie i jednocześnie wpadłam w zachwyt – te onieśmielające ramiona zwieńczone lśniącą broszką od razu przywiodły mi na myśl symbolikę SS. Tak by się ubrała na bal żona komendanta, bez dwóch zdań, żeby przypodobać się ludziom o jeszcze większej władzy. Przerażające i piękne jednocześnie.

Od lewej: Sandra Huller, Hedwig Hoss, gdyby szła na bal

Suknia Emmy Stone zebrała zarówno słowa uznania, jak i krytyki. Wszyscy zrozumieli ewidentne odniesienie do jej postaci w Biednych istotach, choć Bella nosiła się ze zdecydowanie większym rozmachem. Ja osobiście jestem w gronie tych, którzy są zachwyceni – i dekoltem, odsłaniającym porcelanowe ramiona aktorki, i kolorem, który pasuje do jej włosów i skóry, i również tym, że sukienka nie przetrwała tańca Emmy z Ryanem Goslingiem, gdy ten wykonywał nominowaną piosenkę I’m Just Ken. Aktorka musiała odebrać Oscara za pierwszy plan w pękniętej kreacji, dzięki czemu trafiła do grona osób, które zapisały się na zawsze w annałach gali jako te, którym się przydarzyła wpadka (patrz np. Jennifer Lawrence i jej upadek na schodach). Czy wyreżyserowana, czy nie, i tak sprawia, że patrzymy na gwiazdy łaskawszym okiem – w końcu są zwykłymi ludźmi, no może z trochę bardziej rozpoznawalnymi twarzami i odrobinę większymi pieniędzmi.

Od lewej: Emma Stone, Bella, próbująca dopasować się do społeczeństwa

Ariana Grande i Zendaya mają podobne korzenie – obie zaczynały swoją karierę w stacjach telewizyjnych dla dzieci. Ariana w Nickelodeonie, a Zendaya w Disneyu. I obie lubią się porządnie odstawić na czerwony dywan, za co szalenie je szanuję. Nie było chyba w tym roku bardziej ściągającej wzrok sukienki niż ta Ariany, która lubuje się w takich chmurach – w 2023 roku viralem stało się nagranie glambota, na którym występuje w podobnych rozmiarów szarej sukni. Tegorocznych glambotów jeszcze nie widziałam, ale założę się, że na pewno sobie go nagrała 😉 Natomiast suknia Zendayi zbiera bęcki za bycie so 2000’s, ale mi się bardzo podoba. To takie trochę skondensowane Hollywood – wieczorowa suknia do ziemi, haftowane palmy, materiał w kolorze zachodzącego słońca i fryzura w stylu gwiazd z lat 50. Dla mnie przepięknie i nie zapraszam do dyskusji.

Od lewej: Ariana Grande w różowej chmurze, Zendaya w palmach

A oto i jest moja ulubienica, której imię i nazwisko zawsze muszę przeklejać z Filmwebu (ale czuję, że niedługo wszyscy się go nauczymy na pamięć). Da’Vine Joy Randolph, bo o zdobywczyni Oscara w kategorii aktorka drugoplanowa za rolę w Przesileniu zimowym (trzymałam za nią kciuki z całych sił!) mowa, ubrała się dokładnie tak, jak ja bym się ubrała na jej miejscu 😀 Możliwe, że to pierwszy i ostatni raz, gdy postawiła stopę na czerwonym dywanie (chociaż najprawdopodobniej będzie wręczała Oscara w swojej kategorii w przyszłym roku), więc sięgnęła po wszystkie trendy, które kojarzą się z gwiazdami na czerwonym dywanie. A więc mamy tu i błyszczącą suknię do samej ziemi z dekoltem typu halter odkrywającym ramiona, mamy tutaj również pióra, długi tiulowy tren oraz blond loki. Bardzo, bardzo doceniam i kocham to, co tutaj widzę. Kwintesencja miłości do kina na jednej uśmiechniętej kobiecie, która podczas przemówienia podczas odbierania nagrody powiedziała wzruszające słowa: “Thank you for seeing me” <3

Power suit w wersji glam

Billie Eilish swoją twarzą i rockową miną potrafi obronić każdy strój, ale tej garsonki z domu mody Chanel nie musiała. Chociaż każda inna osoba wyglądałaby w takiej kreacjji na przebraną, to Billie przełamuje tutaj oficjalny ton garsonki białymi podkolanówkami i butami mary jane, przez co kojarzy się trochę z bohaterkami anime. I do niej pasuje to moim zdaniem bardziej niż księżniczkowe bezy.

Justine Triet, reżyserka i autorka scenariusza do Anatomii upadku, wygląda w swoim garniturze zdobionym srebrną nicią, jakby się spodziewała Oscara za scenariusz. I się nie myliła <3

Od lewej: Billie Eilish, dwukrotna zdobywczyni Oscara za filmowe piosenki, Justine Triet, zdobywczyni Oscara za scenariusz oryginalny

Awantura o kropki

Jestem ciekawa, czy Jennifer Lawrence wiedziała, co robi, wkładając na galę sukienkę w kropki. Co prawda sukienka jest od Diora, ale… jest w kropki, a kropki to wzór bardzo codzienny. Podobno to jest ponowne jej założenie, ponieważ Lawrence wystąpiła w tej kreacji w jednym z odcinków Saturday Night Live, co oczywiście się chwali, ale ja jestem przekonana, że gdyby Jennifer miała nominację, sukienka w kropki nadal wisiałaby w szafie, a ona od wielu tygodni pracowałaby ze sztabem projektantów i stylistów nad swoją kreacją. Oscary to nie tylko wręczenie nagród, to także ważna dla celebrytów okazja na pokazanie się z jak najlepszej strony i to tylko od nich (oraz ich managerów i całej ekipy) zależy, z jakiej strony się pokażą. I jaką później będą mieli prasę, bo nie oszukujmy się, temat tego, jak się ubrali, wałkowany jest w mediach przez tydzień i dłużej po wydarzeniu. I ja mam w tym swój udział.

Jennifer nie była jedyną nakrapianą niewiastą, bo otóż Leslie Bibb, znana mi przede wszystkim z serialu Asy z klasy, partnerka zdobywcy Oscara Sama Rockwella, również zjawiła się na gali w sukni w kropki. Ale o niej to już niewiele osób wspomina, chociaż podobnie jak Lawrence, wykorzystała mikrotrend na codzienne wzory. Ale to nie ona potknęła się na schodach, odbierając Oscara, no nie? 😉

Żywe srebra

Moda na błysk trwa (czy kiedykolwiek w ogóle się skończyła?). Doskonale wiedzą o tym Anya Taylor-Joy, Charlize Theron, Michelle Yeoh i Florence Pugh, które w tym roku postawiły na srebro. I chociaż w pierwszej chwili najbardziej zachwycałam się futurystyczno-wróżkową kreacją Florence (Emily Blunt, którą możecie obejrzeć na zdjęciu niżej w towarzystwie męża Johna Krasińskiego, miała bardzo podobną kreację), to później jak zwykle zachwyciła mnie Charlize Theron i jej posągowa figura spowita w lejący się jedwab (chociaż fanką tego udziwnionego dekoltu nie jestem). Anya kojarzy mi się Dzwoneczkiem w sukience z najpiękniejszego tulipana w ogrodzie, a Michelle to Michelle – mimo odgiętego dekoltu z widoczną metką Balenciagi i zamkiem (nadal nikt nie wie, czy tak miało być), wygląda jak królowa. I jak główna antagonistka w nowym Bondzie z Cillianem Murphym 😉

Błękitki

Ochy i achy rozległy się nad kreacją Lupity Nyongo, której lodowy błękit wprost niebiańsko współgrał z odcieniem jej skóry. Zupełnie niezauważona natomiast przeszła kreacja Hailee Steinfeld, która mi podoba się zdecydowanie bardziej, ale ja lubię takie wróżkowo-mitologiczne klimaty 😉

Pary dobrze zmaczowane

Wprawiło mnie to w osłupienie, ale według mnie najlepiej na czerwonym dywanie wyglądali Kirsten Dunst i Jesse Plemons. Nie mogłam oderwać wzroku od prostej, białej sukni Kirsten, może dlatego, że wszystkie role, w których ostatnio ją widziałam, raczej odejmowały jej urody, niż jej dodawały, i może się przyzwyczaiłam do jej niechlujnego wyglądu. Zaraz za nimi w moim osobistym rankingu plasują się Susan Downey i Robert Downey Jr., którzy wyglądają po prostu fenomenalnie w wersji all black (ten dekolt w sukni! <3). Emily Blunt i John Krasiński na stories Anny Gacek, które oglądałam wczoraj, zostali przez nią porównani do białej czekolady, która ma się zaraz roztopić, ale mi ta słodycz przypadła do gustu. Może dlatego, że wyglądają zawsze na bardzo szczęśliwych w swoim towarzystwie 🙂

Piękny Cillian i reszta

Nonszalancko zawiązana mucha, koszula w złamanej bieli i czarny smoking – nie mogło być lepszego przepisu na zwycięstwo. Cillian Murphy swoją prostotą zdeklasował według mnie wszystkich innych panów, ale oko zawiesiłam zarówno na brązowej kreacji Matthew McConaughey, dwurzędowych marynarkach Colemana DomingoBradleya Coopera (ten drugi miał spodnie z rozszerzanymi nogawkami! <3), oraz oczywiście na Ryanie Goslingu. Bo on jest zawsze kenough <3

Wyróżnienie: gwiazdy za deeskalacją przemocy

Jak pewnie zauważyliście, wiele gwiazd miało przy kreacjach czerwone lub inne przypinki. Czerwone oznaczały wsparcie organizacji Artists 4 Ceasefire – przypięli je między innymi Mark Ruffalo, Mahershala Ali, Rio Ahmed czy Billie EilishFinneas O’Connel. Twarzą akcji, najczęściej o niej opowiadającą w mediach, stał się aktor z “Biednych istot” – Ramy Youssef (w lewym górnym roku). Aktorzy z “Anatomii upadku” przy smokingach mieli przypiętą flagę Palestyny (w prawym dolnym rogu). Coraz częściej czerwony dywan staje się polem do pokazania wsparcia, niekiedy dzieje się to za sprawą takich przypinek, a niekiedy za sprawą całych kreacji (sprawdźcie sobie, którą tegoroczną kreację zaprojektowała Angelina Jolie i jakie miała przesłanie).

***

Oscarowe emocje powoli opadają, ale ja jeszcze głową jestem trochę razem z nimi, z ludźmi, którzy tworzą kino, i doskonale zdają sobie sprawę, że w oscarową noc siedzimy przed telewizorami i oceniamy to, jak wyglądają 😉 Komu prawilibyście najwięcej komplementów, gdybyście byli dziennikarzami na czerwonym dywanie? Wywiadu z kim nie moglibyście się doczekać? Dajcie mi koniecznie znać! No i do zobaczenia za rok!