Nic tak dobrze nie doprawia związku, jak odrobina zdrowej rywalizacji. Nie mówię o walce na każdym kroku, ale o szczypcie sportowego zacięcia. Każda szczęśliwa para, jaką znam, ma jakąś swoją formę hazardu.
Chociażby nasi przyjaciele, którzy mają swoje małe zakłady. Przedmiotem zakładu może być wszystko, zazwyczaj zupełne głupoty. Ważna jest nagroda. Jeśli wygra on, dostaje kartę bezwzglednego drapania po plecach. Kiedy tylko zechce, ona nie ma wyjścia. Jeśli wygra ona – też dostaje kartę, tylko zamiast drapać on musi drałować. Do sklepu. Po co tylko jej się zachce, niezależnie od pory dnia lub nocy. Choćby byli na środku jeziora.
My też mamy coś takiego. Grę, która zdążyła przez lata mocno ewoluować. Zaczęło się na początku naszego związku, tak samo jak pewna charakterystyczna moda. Pierwsza odmiana nazywała się “Dorwać hipstera” albo “Widzę hipstera”. Zasady były proste: kto pierwszy zobaczy hipstera, krzyczy “Hipster!” i zaklepuje go sobie. Punkty podliczamy na bieżąco, a na koniec miesiąca je sumujemy. Przegrany stawia kawę i ciastko. Najlepiej w Starbucksie, żeby było w klimacie zabawy.
Niestety, zabawa zaczęła tracić sens wraz z rozprzestrzenianiem się hipsterstwa. Jaki jest sens nieprzerwanego lub grupowego zaklepywania? “Tych 10 w metrze!”. “5 w knajpie moich!”. W wyniki z końca miesiąca musiałem wierzyć K na słowo, bo sam do tylu nie potrafię liczyć. No i śmianie się z hipsterów jest so 2012. Z przyczyn technicznych, praktycznych i moralnych grę zawiesiliśmy. Na szczęście na krótko. Z odsieczą przyszedł Pudelek. Pamiętacie ten artykuł, w którym zjechali Dodę, bo ubrała się jak “typowa blogerka”? Od tamtej pory gramy w “Widzę szafiarkę”. Zasady się nie zmieniły, poza tym, że teraz nasz cel zamiast nosić brodę, szalik i iPhone`a ubrany jest w ciuchy, które na aukcjach allegro mają dopisek “blogerski”, “jak u Maffashion” itd., dziwny kapelusz albo legginsy w paski.
Nie jest to do końca fair, bo mogę sobie czasem K zaklepać, jeśli zobaczę ją zanim wyjdzie do pracy. Ona za to nadrabia znajomością najnowszych trendów. Niestety nie zawsze jestem w stanie odróżnić modną stylizację od ubierania się po ciemku. Zresztą ta gra też się kończy, od chwili kiedy na koncercie mogliśmy zaklepać pół sektora.
Jebany kapelusz w drugim rzędzie zasłaniał mi pół sceny.