Jakiś czas temu obiecałem, że napiszę o czymś dużym. Dziś jest ten dzień. Albo wieczór. Zabieram się do tego tekstu od tygodnia i nie mam zielonego pojęcia, o jakiej porze skończę i wrzucę.
Uwaga, duża rzecz:
Kupiliśmy z K mieszkanie.
I nie byłoby się czym chwalić i o czym opowiadać, gdyby nie fakt, że…
A mówię wam o tym, bo to wiadomość dobra dla wszystkich, którzy tęsknią za notkami w starym stylu. Znacie tych wszystkich ludzi, którzy mówią “nic nie wiesz o życiu, teraz wszystko się zmieni” przy różnych okazjach? Standardową odpowiedzią jest “nie, no coś ty, nie u mnie”.
Wcale nie. Wszystko jest nowe, cały czas mnie coś zaskakuje. Minęły dwa tygodnie, a ja mam zapisane dwie strony pomysłów na teksty i w tym miejscu obiecuję wam te notki. One nadejdą. Jak tylko pomaluję mieszkanie na lnianą jesień. I zbuduję biurko i łóżko, bo obudził się we mnie samiec i potrzeba zbudowania łóżka i biurka. To w sumie też mógłby być dobry pomysł na notkę. Fajne DIY albo ucięte paluchy. Tak czy inaczej będzie się dobrze czytało.
Reasumując. Tak właśnie wygląda teraz moje życie.
Miałem jeszcze coś dopisać, ale za długo trzymałem was niekarmionych, żeby znowu dziś nic nie wrzucić, a muszę lecieć. Widzicie, to jest ten wieczór, który K wybrała sobie na przewiezienie reszty kosmetyków. Osobiście uważam, że jak musisz wozić kosmetyki na tury, to masz trochę problem, ale kim jestem, żeby oceniać.
Szkoda tylko, że pan, który przywiózł pralkę, nie zostawił tego fajnego wózka do wciągania po schodach.