Zacznijmy od małej dygresji. Uwielbiam Trójkę. Mają parę naprawdę świetnych audycji, kilka genialnych osób i nieoceniony wkład w polską kulturę.
A teraz dam wam prawdę. Odpowiem na pytanie, czy mężczyzna powinien pomagać w domu. Odpowiem w sposób ostateczny i wyczerpujący.
A związki mają różną dynamikę i nie każdy musi być taki sam. To jest zasada wszystkiego. Pamiętajcie o tym za każdym razem, kiedy mądre głowy z radia, telewizji i Internetu będą twierdzić inaczej. Próba definiowania i porządkowania ogółu przy pomocy szczegółowych wzorców nie ma prawa skończyć się dobrze. Tym bardziej kiedy sam nie wiesz, co chcesz powiedzieć. Albo nie masz pojęcia, jak to zrobić. A właśnie to jest moim zdaniem największym problemem trzeciej fali feminizmu. Gdzieś po drodze zatraciła się cała mądrość i ideały. Zostało pierdolenie.
Na przykład takie, że według danych CBOS w ponad 80% polskich domów to kobiety robią pranie i prasowanie.
Dokładnie tak jest u nas w domu. K pierze i prasuje. Pierze, bo z jakiegoś absurdalnego powodu sprawia jej to przyjemność. Czasami nawet ręcznie, co uwielbiam, bo widok jej w pianie sprawia mi przyjemność wartą bycia nazywanym szowinistą patrzącym bezczynnie na kobietę w domowym kieracie. Prasuje dlatego, że z nas dwojga tylko ona potrafi to zrobić w stopniu zadowalającym. Jesteśmy częścią tej statystyki. Wprawdzie to głównie ja gotuję, zmywam naczynia, a to pranie, które ona robi, samo się nie rozwiesza, ale mimo wszystko powiększamy tę niechlubną liczbę szowinistycznych rodzin polskich.
Powiększamy ją też przez to, że K jest urodzoną kurą domową. Cała ta dyskusja toczyła się oczywiście z okazji zbliżających się świąt i doprowadzała siedzącą obok K do szału. Ale wiecie, jaki był kulminacyjny moment? Moment w którym K nie wytrzymała. To była ta chwila, w której zaproszona do studia pani feministka powiedziała, że kiedyś, dawno temu, w mrocznych czasach zwanych komuną, był zwyczaj, że kobiety zwalniano z pracy wcześniej do domu, żeby mogły przygotować święta. Że to było złe.
Wiecie, co odpowiedziała jej K?
“To był przywilej, a nie obowiązek. Też tak chcę”.
Nie wykluczam, że istnieje problem leniwych facetów. W swoim otoczeniu tego nie widzę. Może dlatego, że moje otoczenie to młodzi, wykształceni i pracujący ludzie. Ale to nie jest sposób, żeby o tym rozmawiać. To tak jak z tolerancją, o której ładnie napisała Kasia. Używanie w kontekście obowiązków domowych słowa “równouprawnienie” nie ma absolutnie żadnego sensu. To za duże słowa do tak prostej rzeczy, jak bycie w takim związku, na jaki się zasłużyło i jaki się sobie wypracowało.
Przykro mi na myśl, że są ludzie, którzy tego potrzebują.
Przykro mi na myśl, że są ludzie, którym chce się narzekać na partnera.
Patrzcie na mnie. Ja nie narzekam. Nie narzekałem jak wczoraj do 3 w nocy pakowała prezenty i zaczęła kląć, bo jej się papier źle ułożył, i ciskać nimi po pokoju tak, że spać się nie dało.
Ona nie narzeka, że choinka jest krzywa i stoi w coolerze Jacka Danielsa.
Jesteśmy równouprawnieni do narzekania i na równi z tego prawa rezygnujemy.
Obiecaliśmy sobie, że jak któreś zacznie narzekać, to kończymy tę przygodę.
No chyba że źle uprasuje koszulę. Ale sami wiecie.