Mam taką teorię, a może raczej głębokie przekonanie, że życie powinno być proste.
Mam też drugą teorię, według której życie jest za głupie, żeby zrozumieć, że powinno być proste, i dlatego lubi się skomplikować.
Forrest Gump się mylił. Życie nie jest jak pudełko czekoladek. Jest jak te słuchawki, które, co byś nie robił, zawsze znajdą sposób, żeby się splątać. I to w najmniej odpowiednim momencie.
Ale fakt, że życie jest głupie i próbuje się utrudniać, nie znaczy, że powinniśmy mu to ułatwiać.
A już na pewno nie widzę powodu, żeby mu w tym pomagać.
Nie chodzi mi o to, że wszyscy powinniśmy żyć jak asceci, rzucać wszystko i uciekać w Bieszczady. Gdybyśmy wszyscy naraz wyrwali w Bieszczady, to by dopiero wszystko skomplikowało. Ale może by tak przestać sobie utrudniać najprostsze, codzienne sprawy? Poskupialiśmy się na tych sukcesach i celach, dalekosiężnych planach, wielkich marzeniach i myśleniu o tym, że kiedyś będziemy szczęśliwi. Szczęście jest proste. Myślę, że za łatwo o tym zapominamy. Zbyt łatwo skupiamy się na czymś innym. Szukamy szczęścia na księżycu, chociaż może być na wyciągnięcie ręki.
Skandynawowie radzą sobie z tym dużo lepiej. Podoba mi się to całe ich hygge i bardzo brakuje mi odpowiednika tego słowa w języku polskim. Moda na ten styl życia, celebrowanie zwykłych sytuacji to fajna odtrutka po tych wszystkich filozofiach sukcesu wykrzykiwanych przez coachów.
Nie wiem, jaki sukces musiałby mi ktoś zaproponować, żebym mógł zrezygnować z picia po swojemu porannej kawy. Mówię wam, nie ma dla mnie nic lepszego, niż obudzić się obok osoby, którą kocham, zostać z nią w łóżku chwilę dłużej, wypić razem kawę, porozmawiać i widzieć, że sprawia jej to taką samą radość. Nawet jeśli żeby to zrobić, trzeba nastawić budzik na wcześniejszą godzinę, to jestem gotów poświęcić tę godzinę snu, żeby spędzić razem dodatkowe 45 minut, zanim pochłonie nas dzień.
Tak samo trudno byłoby mi wyprowadzić się do dużego miasta. Czasami myślę, że fajnie byłoby pomieszkać w Warszawie przez dłuższy czas. Ale za każdym razem dochodzę do wniosku, że za dużo musiałbym poświęcić. Dotarcie z naszego małego mieszkania w centrum Olsztyna do mojego ulubionego lasu i nad moje jezioro zajmuje chwilę. Nie wiem, jak mógłbym żyć, nie mogąc w dowolnej chwili wpaść tam, spędzić trochę czasu z rodziną albo z sobą sam na sam i naładować baterii. Czuję się związany z tym miejscem, więc uszyłem sobie na miarę kompromis pomiędzy zaletami miasta i prowincji.
Pamiętacie film, który wrzuciłem ostatnio na fanpage?
Gdyby ktoś zapytał mnie, jak żyć szczęśliwie, odpowiedziałbym mu, że tak po prostu.Że zanim zacznie się szukać szczęścia na księżycu, trzeba się rozejrzeć dookoła i upewnić, że nie jest na wyciągnięcie ręki.Że wystarczy nie komplikować sobie życia i wiedzieć, kiedy warto się związać, a kiedy należy unikać niepotrzebnych zobowiązań i ograniczeń.A później zorientowałbym się, że prawię banały, i nic bym już nie mówił, tylko zaprosił tego kogoś do siebie na spacer.No więc, gdyby ktoś z was pytał, to zapraszam.Chodźcie na spacer.Na słowa będzie czas później, bo ten krótki filmik to zapowiedź tekstu, który przygotowuję wspólnie z T-Mobile. O szczęściu i zobowiązaniach. Albo o ich braku.(w 0:18 słychać strzał śnieżką)#dużoK#dużokawy#dużowolności#trochęhygge#szczęściejestproste#ajaniejestemtakigruby#tokurtkaPodczas kręcenia tego filmu nie ucierpiał żaden orzeł, chociaż niejeden został wywinięty.
Posted by Moja dziewczyna czyta blogi on Mittwoch, 1. Februar 2017
To właśnie to moje miejsce. Zwłaszcza ten mostek na końcu. Publikując ten film, zapowiedziałem wam, że opublikuję jeszcze stworzony wspólnie z T-Mobile tekst. Inspiracją była ich nowa oferta na kartę, stworzona właśnie w duchu upraszczania sobie życia. Więcej o niej możecie przeczytać tutaj (i przy okazji wziąć udział w konkursie). To przez nią dzisiaj zadaję, sobie i wam, pytanie:
Czy warto się wiązać?
Pewnie, że tak. Ale warto najpierw spróbować poznać siebie i odpowiedzieć sobie na dwa pytania: czego tak naprawdę pragnę i co jestem w stanie dla tego poświęcić. Czy chodzi o związek, pracę, nowy samochód albo telefon czy o cokolwiek innego. To zazwyczaj są proste dylematy, kiedy już je głośno wypowiesz.
To działa i przy dużych, i przy małych sprawach.
Kiedy kupuję mieszkanie, to wiem, że to duże zobowiązanie, które w jakiś sposób będzie mnie ograniczać. Ale wiem też, że możliwość stworzenia z K wspólnego domu znaczy dla mnie dużo więcej niż te komplikacje.
Ale już ograniczanie się jakimiś innymi zobowiązaniami, terminami może już niekoniecznie ma sens. Po co mi to, kiedy za niewielkie pieniądze, bez zbędnych zobowiązań, mogę mieć prostą ofertę, która zaspokaja moje potrzeby.
Po co sobie utrudniać, kiedy można nie? Jeżeli mam wybór, to wolę, żeby rzeczy, które muszę, zabierały mi jak najmniej czasu i siły, które równie dobrze mógłbym poświęcić na rzeczy, które chcę.
Mógłbym powiedzieć, że z życiem jest jak z linami. Kiedy żeglujesz, nieważne po wielkim morzu czy spokojnym jeziorze, potrzebujesz lin z właściwymi węzłami zrobionymi we właściwych miejscach. Lina poplątana, poskręcana i w nieładzie w najlepszym przypadku nie przyda się na nic, a w najgorszym może zaszkodzić.
Ale nie powiem. Wystarczy, że porównałem już życie do słuchawek.
Za to z przyjemnością powiem coś innego. Jeszcze raz.
Życie powinno być proste.
Szczęście jest proste.
Wpis powstał w ramach bromansu z ekipą T-Mobile