Marzenie o lataniu towarzyszyło ludzkości od zawsze.

Po długich pokoleniach naskalnych rysunków, ikaryjskich mitów i mniej lub bardziej udanych prób, których szczyt przypada na przełomie XIX i XX wieku, dożyliśmy czasów, w których latanie stało się powszednie. Tak powszednie, że marzenie o lataniu zdążyło wyewoluować w marzenie o tanim lataniu. I nawet to zdążyło się już ziścić, bo żyjemy w czasach, kiedy polecieć można taniej, niż pojechać pociągiem. Ale kto tak naprawdę lata najtaniej?

Wizz Air i Raiffeisen POLBANK postanowiły odpowiedzieć na to pytanie. Powiedzieć to w najlepszy chyba możliwy sposób. 10 000 m nad ziemią na pokładzie samolotu lecącego jedną z najbardziej uczęszczanych przez Polaków tras. A szczegóły dopowiedzieć w stolicy jednego z najbardziej polskich miast poza granicami Polski. Dlatego 4 września, przed świtem (nie, nie wstałem przed świtem. Zwyczajnie się nie kładłem) stawiłem się na Lotnisku Chopina i z jeszcze jednym blogerem, grupą dziennikarzy i szychami ze strony Raiffeisena i Wizza odlecieliśmy do Londynu.
1


Na miejscu organizatorzy przygotowali dla nas kilka atrakcji, więc planowałem relację na żywo, ale to zdjęcie jest wszystkim, co z niej wyszło. Zgadnijcie, kto zapomniał uruchomić roaming przed wylotem? Chociaż w sumie wyszło mi to na dobre, bo strategicznie zapomniałem też listy zakupów od K. To, że nie musiałem spędzić całego czasu wolnego na szukaniu kosmetyków z Urban Decay, uważam za swój osobisty sukces. Przy okazji macie okazję zobaczyć jedno z trzech dostępnych publicznie zdjęć pogodnego Janka. Okazuje się, że ludzie z Krakowa potrafią się uśmiechać.

Już w powietrzu, po szybkim śniadaniu i chwili na zapoznanie się z materiałami prasowymi nadeszła chwila dla fotoreporterów. Chwila dla mnie sądna, bo zaważyła na całym dniu i na kształcie tej relacji. Wszyscy robili zdjęcia prezesa banku i stewardessy ze słusznych rozmiarów atrapą głównej bohaterki wyjazdu, a ja robiłem zdjęcia wszystkich robiących zdjęcia prezesa banku i stewardessy ze słusznych rozmiarów atrapą głównej bohaterki wyjazdu. Spodobało mi się to na tyle, że przez resztę dnia skupiłem się na robieniu zdjęć Janka robiącego zdjęcia i teraz to one muszą wystarczyć za podkład do tego tekstu.
2
Daniel z Wizz Air to najpogodniejszy stojak na świecie

Po śniadaniu zostały już tylko przyjemności. Szampan na London Eye, przeszkadzanie Jankowi w robieniu zdjęć, robienie zdjęć Janka robiącego zdjęcia, odnalezienie najfajniejszej ulicy na świecie, obiad w klimatycznym The Anchor nad Tamizą, ja mrużący oko do K i półtorej godziny (za mało, stanowczo za mało) na Trafalgar Square. Ale o tym może trochę więcej w następnej notce, razem z ewentualnymi odpowiedziami na wasze pytania. A następną notkę pokochacie, bo będę miał dla was naprawdę fajny konkurs, z naprawdę fajnymi nagrodami.W Londynie wylądowaliśmy na śniadaniu prasowym w hotelu Savoy i znów, zamiast, jak przystało na blogera, zrobić porządne zdjęcie jedzenia, postanowiłem zrobić zdjęcie Janka robiącego zdjęcie jedzenia. Niestety, w tym momencie mnie przejrzał, odpowiedział kontrzdjęciem i od tej pory pilnował się przez resztę dnia. A po śniadaniu, kiedy w końcu zaspokoiłem głód, a litrami kawy odegnałem niewyspanie, mogłem dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi i kto według organizatorów lata najtaniej.

3

Najsprytniejsi latają najtaniej

A najsprytniejsi, to podobno ci, którzy korzystają z kart Wizz Air MasterCard i Master Card Debit Wizz Air. Pierwsza to karta kredytowa (to ta, którą wydajesz pieniądze, których nie masz), druga debetówka (czyli ta, którą obsługujesz konto), a cały myk polega na tym, że płacąc kartą, odkładasz punkty na swoim koncie WIZZ. Każde wydane pięć złotych to jeden punkt na twoim koncie. Każde wydane pięć złotych na wizzair.com to dwa punkty na koncie. Każde 10 punktów to złotówka. Ja jestem zdecydowanym fanem transakcji bezgotówkowych i mimo że nie miałem ze sobą swojej ukochanej księgowej, szybko to sobie na palcach przeliczyłem. Wyszło mi, że płacąc kartą tyle, ile płacę normalnie, to w ciągu roku odłożę sobie na fajną wycieczkę. A jeśli, tak jak planujemy, zaczniemy sobie latać we dwójkę po europejskich stolicach, to już w ogóle się chyba opłaca. Jak przystało na Polaka, od razu zwietrzyłem podstęp. Nigdy nie byłem fanem lojalnościówek, bo zawsze okazywało się, że za ciężko uzbierane punkty mogę sobie co najwyżej kupić resoraka albo rabat na 20%. Zapytałem o to przemawiającego Marcina, a wyglądało to mniej więcej tak:

– I mogę sobie, tak o, z tych punktów kupić bilet i w całości, normalnie w 100% opłacić bilet tudzież bilety?
– Możesz, i długo zajęło ci liczenie, bo my tu już mówimy o tym, że możecie tymi kartami płacić za granicą i będziecie mieli przelicznik walut taki fajny, że o ja.

To też sobie błyskawicznie przeliczyłem i okazało się, że wymieniając kasę przed wylotem, a później to, co zostało, po powrocie, wtopiłem ładne kilkadziesiąt złotych. Taki zdolny ze mnie Konrad. Zanim zakończyłem błyskawiczne przeliczenia, było już po spotkaniu, więc nie zdążyłem zadać więcej pytań. Nie żebym jakieś jeszcze miał, ale jeśli wy macie jakieś, to chętnie je Marcinowi przekażę.
4
Konrad nie umie selfie, ale nieźle ogarnia szampana

Fajny ten Londyn.
Za łatwo zakochuję się w stolicach.

Wpis jest wynikiem współpracy z marką Wizz Air i Raiffeisen Polbank