Czy jest na sali ktoś dumny z tego, że nie potrafi pływać? Albo jeździć rowerem? Kto uważa za swój osobisty sukces to, że nigdy nie nauczył się prowadzić samochodu? Albo nosi buty na rzepy, bo zawiązanie sznurówek go przerasta? Czy jest na sali ktoś, kto odczuwa dziką satysfakcję z faktu, że nie nauczył się żadnego obcego języka?
To dlaczego tyle osób chwali się tym, że nie potrafi umyć kibla albo ugotować obiadu?
Nie, nie przypierdalam się. Ja zwyczajnie pytam. Codziennie widzę przewijające się w moim feedzie na Facebooku fanpage, notki i posty wychwalające brak podstawowych umiejętności życiowych. Ale internet jest cierpliwy, wszystko przyjmie. To takie żarty, to dla zasięgu, głupie rzeczy dobrze się klikają. Nie? No chyba jednak nie, bo dzisiaj w Tesco widziałem kobietę z koszulką oznajmiającą wszem i wobec jej niepełnosprawność i niezdolność do samodzielnej egzystencji, z koszykiem wyładowanym mrożonkami.
Oczywiście, że nie każdy musi wszystko umieć. Mnie na przykład przerasta pozornie banalne umycie okien. Czego bym nie robił, ile tutoriali nie obejrzał, ile razy nie wysłuchał wykładu mojej kochanej rodzicielki na ten temat, nie jestem w stanie umyć okien. Wszelkie próby kończą się na oknach jeszcze brudniejszych i bardziej zasmużonych niż przed próbą ich umycia. I nie jest to zaplanowana niekompetencja mająca na celu zdjęcie ze mnie tego przykrego obowiązku. Po prostu nie i już. Przerasta mnie. Czy to wystarczający powód, żeby zamówić sobie koszulkę “Jestem debilem i nie umiem umyć okna”?
No chyba że tu wcale nie chodzi o to, że ktoś czegoś nie umie, tylko o to, że nie lubi i nie chce tego robić. Jednak wtedy nie czyni to nikogo “chujową panią domu”, tylko raczej “pieprzonym leniem i marudą”, żeby pozostać w konwencji.
Albo “leniwą krową i pieprzoną marudą”, bo temat to stricte kobiecy. Nie dlatego, że mówimy o kobiecych obowiązkach, już pisałem, że czynności domowych za takie nie uważam. Po prostu dlatego, że na chujowego pana domu się jeszcze w sieci nie natknąłem. Na blogi świetnych ojców, kucharzy i facetów, którzy szczycą się tym, że radzą sobie z życiem, owszem. Ale chujowych panów domu nie.
Chyba że chodzi tu o walkę o wyzwolenie kobiet i coś w stylu overcorrection. Nie wiem, jak to jest po polsku, może jest tu jakiś psycholog behawiorysta, który nam powie. Nadpoprawa? Z grubsza chodzi o to, że człowiek, który robił coś źle, zdał sobie z tego sprawę, postanowił się zmienić i teraz przesadza w drugą stronę. Najpierw bzykasz same modelki, ale później orientujesz się, że to zwykłe chamstwo z twojej strony, że jak to tak można kobiety ze względu na wygląd do łóżka zabierać, i postanawiasz poprawę, w efekcie której zaczynasz bzykać same grube laski. Albo twoja seksowna i wyzwolona była okazała się szmatą, więc teraz interesują cię same cnotliwe typy, jak jakaś bibliotekarka albo inna szara myszka. Albo w wersji dla pań: zdradził mnie gość w moim wieku, więc teraz tylko starsi, bo są dojrzali i stabilni (hehe), albo tylko młodsi, bo mogę ich kontrolować (hehe). Jeśli to prawda, to jest to straszny błąd. To nie jest walka o status kobiety. To jest wkładanie do ręki broni antyfeministom obojga płci. Teraz z ich strony zamiast “feministka, pewno brzydka i lesba, głupia pipa”, będzie leciało “feministka, pewno brzydka i lesba i nie potrafi gotować i segregować skarpet, hehe, głupia pipa”.
Nazwijcie mnie antypostępowcem, ale rodzice mnie nauczyli, że jak czegoś nie umiesz, to właściwym jest spróbować się nauczyć, a nie chwalić się swoją niewiedzą. A jeżeli czegoś nie lubisz… No cóż, obowiązki domowe są dokładnie tym, czym są. Obowiązkami. One nie mają sprawiać ci przyjemności (chociaż niektórym zbokom sprawiają. Nigdy nie zrozumiem miłości K do robienia prania). Masz je po prostu zrobić. Zrobiłabyś je już dawno w czasie, który zmarnowałaś na chwalenie się, jak chujową panią domu jesteś.
Chociaż… Może te koszulki to nie taki zły pomysł? Wszystkim nam żyłoby się lepiej, gdyby każdy, kto nie lubi albo nie umie się myć, nosił koszulkę “Jestem śmierdzącym brudasem”.
Co dalej? Lans na “Nie czytam książek”. Oh wait.