Jeśli masz Internet, a fakt, że czytasz te słowa, czyni to założenie w miarę bezpiecznym, to na bank widziałeś zdjęcia facetów w spódniczkach i sukienkach, okraszone hashtagami
#StopGwaltom
#StopPrzemocy
#HeForShe
#ozgecanicinminietekgiy
W skrócie chodzi o poparcie protestu mężczyzn z Turcji, którzy wyszli na ulice w spódnicach, wyrażając swój sprzeciw wobec kultury gwałtu i przemocy. Bezpośrednim impulsem była śmierć Özgecan Aslan, 20-letniej studentki zamordowanej, kiedy próbowała obronić się podczas próby gwałtu (tak mniej więcej jest w Wikipedii, chociaż uważam, że “usiłowanie” lub “próba” w kontekście gwałtu to jakaś pomyłka. Nie wsadził, więc nie ma gwałtu? No biczys, pliz). Ponieważ skrót to zawsze za mało w celu uzyskania szerszego kadru, udajcie się do Google, bo ja o czymś innym.
Ja o tym, jak moi koledzy zaangażowali się w tę akcję…
…a ja miałem wątpliwości.
Nie co do tego, czy założenia są słuszne. Oczywiście, że są. Wiem, wbrew temu, co zarzucano mi po “Kogo boli gwałt w autobusie”, że gwałt to zło. Wątpliwości miałem co do dwóch rzeczy.
Pierwsza to jasność przekazu. A właściwie jej brak. Te zdjęcia i hashtagi są może zrozumiałe dla nas, ludzi ze zdolnościami interpretacyjnymi. Albo dla takich, którym chce się pogrzebać w Google i chociaż w minimalnym stopniu potrafią czytać ze zrozumieniem.
Czyli kontekst akcji będzie totalnie niezrozumiały dla 99% osób, do których ta kampania naprawdę powinna dotrzeć.
Druga to szczerość intencji. Głównie moich własnych. Na ile mój udział w tej akcji będzie moralny, skoro nie wierzę w czytelność przekazu i jego skuteczność. Na ile będzie to fair, jeśli gdzieś w głębi (niezbyt głębokiej w sumie) swojego czystego, kryształowego serduszka, będę czuł, że to dla fejmu, poklasku, lajków i zabawy.
A jednak to zrobiłem.
I bardzo dobrze.
Przede wszystkim miałem rację. Większość nie zrozumiała, po co te spódniczki, że to walka z pokutującym przekonaniem, że kobieta może prowokować gwałt na sobie. Że jest współwinna. Większość. Ale mój sceptycyzm ginął, kiedy widziałem, jak cała akcja zatacza coraz szersze kręgi. Uwierzyłem w nią już po tym, jak wziąłem w niej udział.
No i nikt nie odbierze mi tego, co z niej wyniosłem. Dzięki niej przypomniałem sobie, jak wielu jest wśród nas idiotów. Dowiedziałem się, że wcale nie mniej wśród was idiotek uważających, że gwałt na mężczyźnie to nie gwałt, tylko seks niespodzianka. A facet w spódnicy to drag queen (lol), albo lepiej, bo bardziej swojsko brzmiąco, pedał. Facetów w spódnicach należy kastrować. I miliona innych, ciekawych rzeczy.
Dobrze sobie czasem przypomnieć, gdzie tak naprawdę żyjemy i kogo codziennie mijamy na ulicy. Przebić od czasu do czasu tą bańkę nieświadomości, którą roztacza nieoglądanie telewizji, starannie dobrani znajomi, szyty na miarę news feed i wrodzone wyjebanie.
Podziwiam chłopaków, którzy się w to zaangażowali ponad zwykłe cyknięcie fotki. Podziwiam, że nie szczędzili sił i odwagi, pojawiając się w mediach i biorąc udział w dyskusjach, świecąc gdzie się da owłosionymi nogami. Dzięki.
Dziękuję wam ja, dziękuje wam K i, mam nadzieję, wiele innych osób. Props!
To dla was ten ranking.
TEN PIERWSZY
Mateusz Kijowski, bo to on zaangażował się najbardziej, ogarnął tę świetną grupę, działał i działa najaktywniej, i ma świetną brodę.
Dzięki, Mateusz!
NAJBARDZIEJ MĘSKI
Sebastiana najbardziej męskim czyni broda, najładniejsza spódnica, to, że nie bał się pokazać nóg w telewizji śniadaniowej, i fakt, że zdjął z rynku kobietę, która kochała mężczyzn.
Dzięki, Sebastian!
NAJBARDZIEJ KRASNOLUDZKI
Krzysztof jest nie tylko gościem, który po upadku potrafi wstać, przyznać się do błędu, otrzepać kolana i odnieść sukces, a w wolnych chwilach nakłaść dzieciakom parę mądrych rzeczy do głów. Krzysztof potrafi też świetnie cosplayować krasnoludzką kobietę i nie wstydzi się tego robić w słusznej sprawie.
Dzięki, Krzysiek!
NAJBARDZIEJ KAWAII
Nie mam zielonego pojęcia, co znaczy kawaii, ale jeśli ktoś w całej tej akcji jest kawaii, to właśnie oni. Ex aequo Krzyś i Paweł.
Poza tytułem powinni dostać też złote ordery za edukacyjną i świadomościową robotę, którą na co dzień odwalają w internetach.
NAJGROŹNIEJSI
Marcin, znany bardziej jako Michno, bloger podejrzewany o bycie botem, fotograf Gęb Internetu, i Luke, najbardziej męski kucharz po tej stronie Bałtyku, wykorzystali swoje doświadczenie w cosplayowaniu Jasona Voorheesa w słusznej sprawie.
Bałem się ich nie zamieścić.
Dzięki chłopaki!
Dzięki wszystkim niewymienionym, a w słusznej sprawie wystrojonym. To świetne, że są faceci, którzy mają do siebie dystans. To świetne, że nie dystansują się od problemów kobiet. Dzięki wam za dobre słowa.
Może przyjdzie taki czas, że doczekamy dnia, kiedy będziemy mogli przestać się bać. Wszyscy. Kiedy będziemy chodzić, w czym chcemy, gdzie chcemy, nie bojąc się gwałtu, stygmatyzacji, kastracji ani wykluczenia.
Bo, pomijając wszystko, cholernie wygodnie było mi w tej spódniczce.