List otwarty do kandydatów
na urząd
Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
Drogi Bronisławie i Przebrany Jaro… tfu… Szanowny Andrzeju, nigdy Was o nic nie prosiłem, bo lubię w życiu radzić sobie sam i przy pomocy najbliższych, zamiast liczyć na interwencję wróżek chrzestnych i głów z telewizji, ale ostatnie wydarzenia sprawiają, że czuję się pominięty. Tak radośnie i beztrosko obiecujecie wiele wspaniałych rzeczy wszelkim grupom społecznym, a mi nie. Nie jestem pielęgniarką, górnikiem czy rolnikiem. Nie jestem nawet elektoratem Kukiza. Czy to jest powód, żeby mnie pomijać? Czy nie warto walczyć o mój głos?
Jestem przekonany, że wcale tak nie uważacie, a każdy głos jest dla Was cenny. Dlatego proponuję Wam rozwiązanie, w mojej opinii, wygodne dla każdej ze stron.
Jeśli któryś z Was chce mojego głosu, musi zrobić tylko jedną rzecz. Coś, w czym obaj (nie oszukujmy się, widać to na pierwszy rzut oka) jesteście świetni.
Musicie mi coś obiecać.
Nie musicie się z tego wywiązywać, nie jestem głupi, nie urodziłem się wczoraj. Doskonale wiem, że słowo może mieć różną wartość. Poradzę sobie świetnie bez tego. Ja po prostu chciałbym, aby mi też coś obiecano. Żebym miał chociaż jeden powód, by spełnić obowiązek i na któregoś z Was zagłosować.
Chcąc jak najbardziej ułatwić Wam zadanie, przedstawiam poniżej listę wymaganych przeze mnie obietnic. Myślę, że są równie sensowne i realistyczne, jak wiele innych składanych podczas trwającej kampanii.
1. Obniżcie ZUS. Nawet nie wszystkim, niech się inne grupy same o siebie troszczą i załatwią sobie swoje obietnice. Mi wystarczy ulga dla blogerów. Stówkę, nawet dwie miesięcznie mogę płacić bez problemu. I nie martwcie się moją emeryturą, sam sobie odłożę z tego, co zostanie. Za lekarza też postaram się sam zapłacić. Ustalmy ryczałt, w którym ja płacę określoną kwotę, wy robicie z nią, co chcecie, a ja mogę w spokoju sobie zarabiać, nie martwiąc się, skąd w przyszłym miesiącu wezmę dodatkowego tysiaka.
2. Jeśli jednak koniecznie chcecie mi za te dwie stówki coś dać, to z przyjemnością zgodzę się na refundację zagranicznych wczasów raz w roku. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak ciężko jest pracować w internecie. Radzenie sobie z trollami, mediami, prowadzenie kanałów w social media to kawał ciężkiej pracy. Możecie o tym nie wiedzieć, bo macie od tego ludzi, a my to musimy robić sami. Albo zapłacić komuś z WŁASNEJ KIESZENI. Dacie wiarę?
3. Jeśli ciągle martwicie się, że przy tak niskich składkach nie będzie mnie stać na lekarza, nie zadbam należycie o zdrowie, umrę i nie zagłosuję do następnych wyborów, zalegalizujcie marihuanen do celów leczniczych i postaram się zadbać o siebie sam.
4. Możecie też zalegalizować marihuanen w ogóle, bo zawsze chciałem spróbować, ale boję się policji.
5. I zmniejszyć akcyzę na alkohol. Ludzie pytają, jak kupić mieszkanie, zarabiając 2 tysie miesięcznie. Ja się pytam, jak się urżnąć, kiedy nie można tego nawet normalnie wrzucić w koszta (tak, wiem, wy możecie, ale my niestety nie). Przecież nie zmienię pracy ani nie wezmę kredytu tylko dlatego, że nie mam w weekend na łychę.
6. Zalegalizujcie małżeństwa homoseksualne. To nie może być tak, że tylko my, biedni heteroseksualni mężczyzni, jesteśmy ciągnięci przez kobiety przed ołtarze. Niech się geje, lesbijki i wszystkie inne kolory tęczy też pomęczą. Jak nie, to zdelegalizujcie małżeństwo w ogóle, bo obecna sytuacja jest nie do przyjęcia. Hipotetyczny gej może powiedzieć partnerowi, że nie chodzi o to, że on nie chce, tylko prawo zabrania. My nie mamy takiej dobrej wymówki.
7. Skoro bary mleczne dostały ulgi, takie same należy przyznać burgerowniom, steakhouse’om i barom sushi. One są tym dla ludzi internetu, czym bary mleczne dla klasy robotniczej. Dlaczego oni mogą sobie zjeść kopytka z rządową dopłatą, a ja ćwierćfunciaka nie?
8. Refundujcie w 100% in vitro, bo coraz trudniej o czytelników, agencje wymagają coraz lepszych statystyk, blogerów coraz więcej, ludzi z każdym dniem mniej. Ktoś musi w tym kraju wieść nudne życie, żeby żyło się lepiej takim fajnym ludziom jak ja i Wy.
9. Refundujcie też cycuchy, bo to cycuchy, that’s why.
10. I koniecznie zreformujcie system nauczania. Mam na myśli głównie język polski. Możecie o tym nie wiedzieć, ale na liście lektur są praktycznie sami martwi już od lat autorzy. Gdzie tu sens? Zamiast tego niech dzieciaczki blogi czytają. Nauczą się życia, nauczą się ubierać, nauczą się wielu fajnych rzeczy, a przy okazji my będziemy mieli wyświetlenia. Dużo wyświetleń. Te wszystkie Hoffmany i Wajdy już się na ekranizacjach lektur, na które pod przymusem posyła się dzieci całymi klasami, nachapały. Teraz nasza kolej!
Jak sami widzicie, moja lista obietnic nie jest przesadnie duża ani wymagająca. Nie oczekuję większych gruszek na wierzbie niż te, które w ciągu ostatnich tygodni zostały przez Was obiecane.
Nie stawiam się też w roli trybuna blogerów, ale jestem pewien, że takie obietnice ucieszyłyby rzeszę. W Polsce jest ponad dwa miliony blogów. Za wieloma blogerami stoją wierni czytelnicy. Czy to nie jest ogromny potencjał? Na co komu głosy Kukiza, skoro na szali jest, potencjalnie, taka potęga. Ale nie. Nie kuszę was wspomnianymi gruszkami. Obiecuję tylko jeden głos. Mój głos. Mam nadzieję, że to głos, który liczy się dla chociaż jednego z Was.
Jeśli któryś z was chciałby mi to wszystko obiecać, czekam do dnia wyborów. Forma jest mi obojętna. Możecie napisać, zadzwonić, powiedzieć to podczas debaty, zamówić spot albo billboard. Nie jestem wymagający.
Z chętnym kandydatem mogę się nawet spotkać, choćby i w kawiarni, ale nie płacę, bo, w przeciwieństwie do was, raczej nie mam jak tego wrzucić w koszta.