Nie wiem, czy wam kiedyś o tym wspominałem, ale jestem niepoprawnym romantykiem. Wśród wszystkich moich słabości – ta jest największa.
Wpis jest wynikiem udziału w spotkaniu z marką Grant’s i przeznaczony jest tylko dla osób pełnoletnich.
Nie jest to romantyzm pokazowy z gatunku: wezmę boomboxa nad głowę i stanę pod twym oknem w deszcz. Nie ma też nic wspólnego z łzawymi powieściami, poezją i komediami romantycznymi (chyba, że gra w nich Bill Nighy, fuckin love Bill Nighy). Mój romantyzm objawia się przede wszystkim w uwielbieniu dobrej historii. Serio. Uważam, że dobra historia jest warta wszystkiego. Rozumiem, dlaczego ludzie potrafią dla niej przejechać cały świat, dlaczego reporterzy ryzykują dla niej życie na wojnie. Wiem też, że nie musi być prawdziwa, żeby była dobra, co czyni mnie idealną ofiarą marketingowców. Chcesz mi coś sprzedać? Opowiedz mi dobrą historię i jestem twój szybciej niż spojona cosmopolitanem bohaterka serialu o seksie w mieście.
Widzicie tego faceta powyżej? To Rob Allanson, mój ostatni oprawca, na co dzień globalny ambasador marki Grant’s. Zrobił mi to trzy razy. Publicznie. Przy ludziach.
Pierwszy raz zrobił mi to słowami. żeby to zrozumieć, musicie spróbować to sobie wyobrazić. Industrialne wnętrze, cegły i metal, przed nami szklaneczki, na przeciwko nas Rob. Opowiada o romantycznych wyobrażeniach związanych z whisky. O szkotach w kiltach, którzy przygotowują ją w sielskim, acz deszczowym krajobrazie. Łapie mnie za serce. A w następnej chwili każe wyrzucić tę wizję z pamięci. Zapomnieć o tym wszystkim.
I kreśli zupełnie nową.
O firmie, która po dziś dzień jest firmą rodzinną. O ważnej w niej roli kobiet. O Girvan, miasteczku w Szkocji, w którym w 1963 w ciągu zaledwie dziewięciu miesięcy wybudowano, wówczas największą na świecie, destylarnię. O Gordonie Grancie, ówczesnym dyrektorze, prawnuku założyciela, który zamieszkał w przyczepie kempingowej na placu budowy. O jego skrzypiącym rowerze, którym każdego dnia objeżdżał budowę, rozwożąc robotnikom butelki whisky mające podnieść morale. O robotnikach, którzy pod koniec prac ukradli ten rower i przyspawali na pamiątkę do jednej z wież destylarni, na której wisi po dziś dzień. Zabił romantyczną wizję, którą miałem, i zastąpił ją inną. Lepszą, bo prawdziwszą.
Trzeci raz zrobił to jedzeniem. Nie dlatego, że we wszystkim, od przystawki, przez zupę, główne danie, aż po deser było whisky. Nawet nie dlatego, że głównym daniem była wołowina, a częścią deseru był solony karmel. To wszystko przez przegrzebki.
W miejscu, w którym źródło bierze moje uwielbienie dla dobrej historii, zaczyna się też miłość do ładnych słów. Do jednego z najładniejszych, jakie w życiu słyszałem, zaliczam przegrzebki. Przez długi czas żyłem w błogiej nieświadomości, wiedząc, że to coś do jedzenia, ale nie wiedząc dokładnie co. W duchu liczyłem na coś równie smacznego i uroczego jak przepiórka. Wiedza, że to małża, złamała mi jakiś czas temu serce i dopiero małże św. Jakuba flambirowane (kolejne ładne słowo, oznacza polanie alkoholem i podpalenie) Grant’sem Ale Cask posklejały je w całość. Może nie zostałem miłośnikiem owoców morza, ale świadomość, że tak ładne słowo jednak nie zostało zmarnowane na coś obrzydliwego, a wręcz przeciwnie, całkiem smacznego, jest pocieszająca.
Wróciłem bogatszy o trzy lekcje.
1. O ile dobra historia może być dobra, nawet jeśli nie jest prawdziwa, to prawdziwa historia jest zdecydowanie lepsza. Rob nie tylko przekonał mnie do Grant’sa i przegrzebków. Rob sprawił, że Szkocja przesunęła się całkiem zdecydowanie wyżej na liście miejsc, które muszę zobaczyć. Nieważne, w trakcie której z występujących tam dwóch pór roku. Może być zimą, może być w lipcu.
2. Degustacja różni się od zwykłego picia różnymi rzeczami, także tym, jak się czujesz na drugi dzień. Po piciu masz kaca, po degustacji jesteś co najwyżej lekko niedysponowany. Pamiętajcie o tym równie dobrze, jak o tym, że alkohol jest tylko dla dorosłych i trzeba cieszyć się nim odpowiedzialnie.
3. Robiąc zdjęcia przy słabym świetle, rób ich milion, istnieje szansa, że chociaż trzy nie wyjdą tak źle jak reszta.