Czy wiesz, co zawdzięczasz polskim serialom? Założę się, że nie. Ale właśnie od tego masz mnie, żeby się dowiedzieć.

Jeśli tu jesteś, to istnieje 45% szans, że należysz do tych bubków, które polskie seriale traktują lekceważąco, 45%, że perfidnie się z nich wyśmiewasz i 10%, że oglądasz je po kryjomu. Te wyniki są bardzo dokładne, możecie na nich polegać, bo policzyłem je na kalkulatorze. Z tego samego źródła mam wszystkie pozostałe statystyki, więc możecie wierzyć im w ciemno.

I żeby była jasność, mówimy tu o prawdziwych polskich serialach. Nie sitcomach, nie pseudoamerykańskich tworach, którymi staramy się gonić zgniły kapitalistyczny zachód i jego mody. Mowa będzie o ostoi polskości i naszej przaśności. O klasycznych polskich telenowelach. I mowa będzie na poważnie, bo zawdzięczamy im wiele, więc porzućcie wszelką nadzieję i zawróćcie, wy, którzy tu wchodzicie w poszukiwaniu tanich żartów.

Zacznijmy od tego, że ja, zdając sobie sprawę z ich wszystkich wad, polskich seriali nie oglądam. Nie jestem na bieżąco z żadnym, nie tylko z telenowelami i sitcomami. Ja nawet tej nowej super “Watahy” nie oglądam. Nie i już, rozsądniej marnuję czas, mam uraz, boję się tak, jak polskiej kinematografii, odpuszczam, niech nikt nie namawia. Co najwyżej sobie czasem z (mam nadzieję przyszłym) teściem “Czterech pancernych” obejrzę.

Jednak to, że ich nie oglądam, że zdaję sobie sprawę z ich ułomności, nie przeszkadza mi dostrzegać ich wartości. Wartości, z której większość z was nie zdaje sobie sprawy.

Już ustaliliśmy, że albo oglądasz, wiesz wszystko i się nie przyznajesz, albo, tak jak do mnie, docierają do ciebie tylko przebłyski geniuszu polskiej myśli scenopisarskiej w postaci memów z Hanką wjeżdżającą w kartony albo Maciusiem, który uparcie odmawia mycia rączek. Albo tak jak teraz, beka, bo “Monika zdradzi Feliksa z artystą bez rąk”. Lecą szery, lajki, komentarze, a, poza zupełną obojętnością, reakcje są dwie. Albo rozbawione “lol, jaki ten ‘Klan’ głupi, hahaha, co ta telewizja polska to ja nie mogę”, albo “TVP pieprzeni złodzieje, oddawać chuje kasę z abonamentu, jak ją macie na takie głupoty wydawać”. Tylko że zamiast śmiać się i krzyczeć (albo oprócz. Chyba lepiej oprócz), powinniśmy TVP podziękować.

Bo spójrzcie, te telenowele ogląda określona grupa osób. Poza wszystkimi, którzy twierdzą “hej, ja się tylko tak resetuję, potrzebuję czegoś takiego, żeby wyłączyć mózg” (ta, jasne), głównymi odbiorcami są ludzie, którzy się tym pasjonują. To ci sami, którzy czytają co najwyżej “Fakt” i “Teletydzień”. Często niewykształceni albo wykształceni średnio. Ludzie ze środowisk, które najłatwiej się zamykają, i w których najłatwiej o ksenofobię. Oni tym serialom wierzą, tak samo jak wszystkim paradokumentom ze szkół, sal sądowych, szpitali, zdrad itd. Jak trudno nie byłoby ci w to uwierzyć, oni to łykają. Tak według nich wygląda życie.

I teraz pomyśl, że tacy ludzie zobaczą, jak Monika puszcza się z artystą bez rąk. Na pewno ich to zszokuje. A jak ich zszokuje, to zaczną na ten temat myśleć. Może nawet rozmawiać. Na temat seksu z osobą niepełnosprawną. Na temat, o którym my, którzy dla tych seriali jesteśmy za mądrzy, wciąż boimy się myśleć. Temat seksualności niepełnosprawnych jest w Polsce martwy. To tabu, jedno z największych (chyba większe niż kazirodztwo 😉 ), a jednocześnie rzecz bardzo ważna. Są kraje, gdzie państwo refunduje niepełnosprawnym specjalne usługi. Gdzie w domach opieki zapewnia się pomoc w masturbacji. Czy tak powinno być? Jak jest w Polsce? Nie wiemy, bo nie chcemy o tym rozmawiać. Bo to dla nas niekoniecznie ładne i niekoniecznie przyjemne, a bardzo prawdopodobnie, mocno krępujące. A tu proszę, o, durna telenowela nas zawstydza. Pokazuje faceta bez rąk, który nie tylko może chcieć się kochać. Jemu zwyczajnie może chcieć się pieprzyć. A na dodatek, że “niepełnosprawny” niekoniecznie znaczy “dobry”. Przecież może się okazać zwykłym bezrękim chujem, który bzyknie twoją kobietę. Bo jest człowiekiem w takim samym stopniu jak ty czy ja. Ale bardziej jak ty.

Śmierć w kartonach a seks niepełnosprawnych - co zawdzięczamy polskim serialom

A teraz przypomnijcie sobie, ile razy już tak było. Jakim szokiem było, kiedy jeden z bohaterów “Klanu” okazał się gejem. Mogę się mylić, ale to chyba był nasz pierwszy gej – pierwszy gej w świadomości Polaków. Albo kiedy odczarowali AIDS. Albo kiedy Maciuś się upił. Albo zapragnął mieć dziewczynę. Albo milion innych, mniej lub bardziej spektakularnych przypadków, łącznie z problemem przemytu i handlu ludźmi. Walę tak cały czas tym “Klanem”, bo mi wygodnie, ale to dotyczy wszystkich naszych (nie)ukochanych tasiemców, a mi się nie chce sprawdzać kto, gdzie, kiedy i kogo.
Nie bronię ci się z nich śmiać. Śmiej się, ja też to robię. Ale za każdym razem pomyśl przez chwilę. O babci, która już wie, że pana z gazowni trzeba wylegitymować zanim otworzy się drzwi. I nie wezwie egzorcysty, kiedy jej powiesz, że nie zamierzasz się żenić. O tym, jak jej sąsiadce było łatwiej zrozumieć, że jej wnuczek jest gejem i nie skończyło się wydziedziczeniem, czy co tam robiły kiedyś babcie, kiedy się o tym dowiadywały. Że jeśli, czego ci nie życzę, urodzi ci się niepełnosprawne dziecko, to będzie miało szansę na życie w odrobinę mniej zamkniętym kraju.
Że powoli będzie się robić normalnie.
Dzięki telenowelom.
Sam nie wierzę w to, co napisałem.