Jestem przekonany, że tak jak ja, wiele razy słyszeliście, że historia kołem się toczy. Albo fortuna. Ewentualnie los. Może jeszcze życie. No, generalnie słyszeliście, że masa rzeczy toczy się kołem.

To bzdura jest. Tylko koło toczy się kołem. Cała reszta podlega zasadzie wahadła. Dla starożytnych słowa o toczącej się fortunie mówiły o tym, że ludzki los się zmienia. Dla średniowiecznych te same słowa miały znaczenie wprost przeciwne – oznaczały ciągły powrót do tego samego punktu, czyli niezmienność ludzkich losów.
A my współcześni już wiemy, że tak właściwie ni chuja nie wiemy, czy to, co nas spotyka, to wielkie zaskoczenie, czy powrót do punktu wyjścia. Wiemy na pewno tylko jedno. Świat nie jest kołem, dyskiem, kulą ani geoidą.

Świat jest wahadłem i im dalej wychyli się w jedną stronę, tym bardziej poleci później w drugą.

To jedna z najważniejszych życiowych mądrości, które wyniosłem z domu (i moja druga ulubiona, pierwsza to ta, że zamiast myśleć, jak oszczędzać, lepiej myśleć, jak lepiej zarobić, bo jedno i drugie pochłania tyle samo energii).

Dlatego nie zdziwił mnie specjalnie wybór Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nie cieszy mnie, to na pewno nie byłby mój kandydat, ale nie oszukujmy się.  To nie jest jakoś wyjątkowo mocne wychylenie wahadła. Obama był pierwszym ciemnoskórym prezydentem USA, a Trump jest pierwszym pomarańczowoskórym prezydentem USA. Obaj są dwiema stronami tej samej monety, równie odległymi od punktu spoczynku wahadła. Gdybyśmy postawili ich na szalach, to podejrzewam, że ani by drgnęły. Ameryka miała za prezydenta pana Nice Guy, więc wymieniła go na buraka (nabrzmiałą bulwiastą marchew?). I zmieni to w szerszej skali tyle, co zmiana Busha na Obamę. Czyli w sumie niewiele, a wszystko się jakoś ułoży.

Podobnie było z tą Dobrą Zmianą w Polsce. PiS, PO, dwie strony tej samej monety, z mniejszymi partiami tworzącymi jej krawędź, która na bank ma jakąś nazwę, której ja nie znam. Różnica pomiędzy nimi, z grubsza mierząc, jest taka, że jak jedni mnie dymali, to dawali mi potem kwiatka i klepali mnie po plecach, a drudzy tuż po nazywają szmatą albo zdradziecką mordą. Innym przynajmniej rzucą pińcet złotych, żeby było się czym wytrzeć. To cały czas jest to samo wahadło, od prawie 30 lat wahające się trochę w jedną, trochę w drugą stronę. Bez większych zmian.

Napisałem było, bo mam wrażenie, że już nie jest. Że ktoś zaczął przeciągać wahadło. Wykorzystał jego wahnięcie, złapał w szczytowym momencie i wykorzystując sytuację, zaczął ciągnąć w swoją stronę. I, pomimo tego, że nie podoba mi się kierunek, w którym ciągnie, mam wrażenie, że może to nam wyjść na dobre. Bo nikt nie da rady tego wahadła ciągnąć w nieskończoność. Bo im większą siłę włożą w pociągnięcie tego wahadła w jedną stronę, tym większa siła zadziała w przeciwną. Pewien mądry kot powiedział kiedyś Andrzej, to jebnie i miał rację. To jebnie. Jebnie, z większym lub mniejszym hukiem. Samo z siebie albo przy dźwiękach Butelki z benzyną i kamienie. 

Jebnie, wahnie się w drugą, a później złapie równowagę.

Taką mam nadzieję.

PS. Nie traktujcie proszę tego wpisu jako mojego przypierdalania się do kogoś, bo absolutnie nie takie były moje intencje. Nie traktujcie go też jako namawiania do braku działania. Jeśli jest coś, co czujecie, że powinniście zrobić, albo jakiś pałac, pod którym czujecie, że powinniście się znaleźć, to róbcie. Działajcie. Ktoś musi być tą przeciwną siłą.
#unfucktheworld