Stało się. Czy tego chcemy, czy nie, męskie koczki (tak, “koki” brzmiałoby dużo bardziej męsko, ale K zamordowałaby mnie, gdybym kokiem nazwał coś o objętości mniejszej od dorodnego grapefruita) są modne.

Czy mi się podobają? Nie powiem, bo sam miałem przeróżne rzeczy na głowie, łącznie z wikińskim warkoczem (na żaglach, nie liczy się), więc nie mnie oceniać. No i nie chciałbym dostać w ryj od jakiegoś twardziela z bunem na czubku głowy, gdybym jakimś zrządzeniem losu zabłądził kiedyś w okolice hipsterskiej knajpy czy innego centrum sztuki współczesnej.
To, czy mi się podobają, czy nie, nie ma zresztą dla mody żadnego znaczenia. Skoro przez lata mogło być modne cięcie na czeskiego piłkarza, to czemu nie koczki? Ważne jest coś zupełnie innego.
W sprzedaży są już dostępne doczepiane męskie koczki. Czy to znaczy, że świat zwariował? Nie! To znaczy że świat w końcu zmierza w kierunku równouprawnienia. Przez lata kobiety oszukiwały mężczyzn (i inne kobiety) tymi wszystkimi puszapami, doczepami, treskami, wyszczuplającymi gaciami, makijażami i buk jeden wie czym jeszcze. NADSZEDŁ CZAS ZEMSTY. Teraz my sobie zaczniemy doczepiać i zobaczycie, jak to jest.

W Planie B poznałaś cudownego chłopca. Zna Taco Hemingwaya osobiście, Organka znał, zanim mu sodówa uderzyła. Słucha Avolnation, czyta Prousta, a do ucha szeptał ci miłosne wiersze Heideggera. Na dodatek ma wspaniałe zadbane włosy i wystarczy jeden rzut oka na jego krocze, żeby wiedzieć, że natura mu nie poskąpiła.
Zabierasz go do siebie.
Szybko wysyłasz smska do dziewczyn, z którymi mieszkasz. Jeśli zmyją się z pokoju, przez tydzień będziesz robiła granolę na śniadanie całej trójce.
Puszczacie sobie Jacka White`a.
Całujecie się.
Rozbieracie.
Próbujesz wpleść palce w jego bujnego koka, a on się odpina.
Próbujesz palcami objąć jego bujnego cocka. To były tylko bokserki z puszapem.
Płaczesz z rozpaczy.
Wymieszane z tuszem łzy z trudem torują sobie drogę przez tony podkładu.
Ocierasz je chusteczkami, którymi przezornie wypchałaś swój stanik.
Płaczecie razem.