…i na dzień też, jeśli macie wystarczające jaja, by czesać się inaczej niż wszyscy. Przepis na “overnight waves” wygrzebałam na YouTube kilka miesięcy temu, na fali poszukiwania sposobów na zwiększenie objętości włosów. Loczki na słomki znudziły mi się dość szybko, głównie ze względu na to, że zakręcenie ich zajmowało strasznie dużo czasu (bo wcale nie dlatego, że moja twarz przy afro wygląda jak księżyc w pełni. Chociaż wygląda). Dwugodzinne tete-a-tete ze słomkami wymieniłam zatem na pięciominutową fryzurę zaplataną między zmywaniem makijażu a myciem zębów, a efekty podobają mi się znacznie bardziej. Wręcz biją afro na głowę.
Sama korona, gdy się przyłożymy do plecenia, wygląda na tyle ładnie, że można ją uczesać nawet na wesele, a następnego dnia, w pełnej glorii kacowej chwale wkroczyć na poprawiny z twarzą zakrytą burzą letnich fal. Wzbudzisz nie tylko ogólny podziw, ale również zazdrość u wszystkich kobiet z wygniecionym lepkim gniazdem na głowie, które kiedyś, przed kilkunastoma godzinami, pretendowało do miana weselnej fryzury.
A oto i tutorial:
Wskazówki (bo nie byłabym sobą, gdybym się trochę nie powymądrzała i nie dodała czegoś od siebie):
- Nie róbcie tego na dopiero co umytych włosach. Skręcone w ten sposób będą potrzebowały dużo czasu, by zupełnie wyschnąć – tydzień temu niefrasobliwie zaplotłam sobie mokre włosy, które schły przez cały dzień i całą noc, a nawet rano jeszcze nie były suche. Najlepiej przed przystąpieniem do czesania po prostu spryskać suche włosy odżywką w sprayu i trochę zmoczyć je wodą, podczas plecenia ewentualnie domaczać. Fale wyjdą równe i jędrne tylko wtedy, gdy korona będzie sucha w 100 procentach.
- Mimo iż korona wygląda na prostą – na początku wcale taka nie jest. Potrzebowałam naprawdę wielu, wielu prób, by skoordynować to, co widzę na ekranie, z ruchami moich rąk. I by zrozumieć, że kolejne pasmo przekłada się NAD poprzednim i w przeciwnym kierunku, niż podąża cała fryzura.
- Im drobniejsze pasma wybierzecie – tym drobniejsze wyjdą fale. Wraz ze wzrostem doświadczenia i profesjonalizacją wykonania będziecie wybierać coraz mniejsze, ale na początek lepiej spróbować z większymi. Mniej sobie włosów wyrwiecie i w ogóle.
- Sam kształt korony ma duże znaczenie – im szersza będzie jej średnica, tym więcej włosów na czubku głowy pozostanie proste. Dlatego ważne jest, by zachowywać mniej więcej podobne odległości z prawej i lewej strony. Bo inaczej wyjdzie krzywa kaszanka.
- Nie rozczesujcie powstałych fal, tylko delikatnie rozdzielcie je palcami.
- A, i koniec warkocza liny naprawdę wchodzi w tą kieszonkę na czubku głowy. Czary! Ale na wszelki wypadek użyjcie wsuwek, by utrzymać go na miejscu, zwłaszcza jeśli, tak jak ja, intensywnie śpicie, bo śni się wam na przykład, że na środku jeziora rekin zżera wam rower wodny.
Gdy zastosujecie się do wszystkich wskazówek, będziecie wyglądać mniej więcej tak:
I tak sobie w tym śpicie całą noc. Albo chodzicie cały dzień i rozpuszczacie wieczorem. Jak chcecie. Ważne, by korona przed rozpuszczeniem nie była wilgotna w dotyku.
Efekt wychodzi przeróżnisty.
Czasem delikatny:
Czasem puszysty i słoneczny:
A czasem niebieski:
Może też wyglądać grunge’owo i nieporządnie:A na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do puszystego i słonecznego:
W razie niepowodzenia – np. nierównego zakręcenia, krzywizn czy gdzieniegdzie prostych pasm – można wykorzystać nadaną objętość do zbudowania puszystego koka na czubku głowy czy dużego bohemiarskiego dobierańca opadającego na jedno ramię.
Albo po prostu umyć włosy.
I spróbować jeszcze raz.
I jeszcze raz.
Bo w końcu czymże jest pięć minut? 😉