Co roku jest tak samo: po gali oscarowej kładę się spać około 5-6 rano, leżę do 7, niesiona na falach niedawno przeżytych emocji i wypitych energetyków, na chwilę zasypiam, by potem obudzić się o 9 i przez cały dzień na wpół przytomnie odpisywać na wiadomości dotyczące relacji z gali oscarowej na Instagramie. Około 16, gdy mam zacząć pisać tekst o sukienkach, przychodzi kryzys, więc kładę się na chwileczkę, dosłownie na momencik na łóżku, by przymknąć oczy, po czym budzę się o 18 i dopiero zaczynam szukać zdjęć do tekstu. A szukam ich zawsze przy dźwiękach tej samej melodii, starego przeboju pod tytułem Czy jeszcze warto publikować dziś, czy może przełożyć to na jutro w wykonaniu artystki znanej jako moja głowa.
No więc w tym roku natrętne myśli i zmęczenie mnie pokonały, i oto jestem, dzień później, zupełnie niemodnie spóźniona.

Tegoroczna gala oscarowa była bardzo spokojna i płynęła sobie wartko. Podkreślał to wielokrotnie Jimmy Kimmel, prowadzący wydarzenie, który pomiędzy roastami wymierzonymi w Jamesa Camerona i Toma Cruise’a, krytykował przemoc, której dopuścił się rok temu Will Smith, za karę nieobecny na gali, i podszczypywał publiczność, która nie zareagowała w żadnym momencie na wydarzenia na scenie, tylko patrzyła. Rozdania Oscarów, na których nie wydarzył się żaden przypał: 1 (to moje tłumaczenie, ale z grubsza tak to brzmiało) mogliśmy przeczytać na tablicy punktowej na koniec transmisji. No i może się nie wydarzył, jeśli nie liczyć faktu, że wprowadzając na scenę odtwórczynię roli Jenny z Duchów Inisherin, czyli uroczą oślicę, Kimmel naraził się obrońcom praw zwierząt i co poniektórym wrażliwszym widzom, którym nie jest obojętna sceniczna trema włochatej aktorki.

Tak jak na scenie, tak i wcześniej spokojnie było na czerwonym dywanie (właściwie szampańskim w tym roku, ale podobno określenie red carpet ma pozostać w użyciu, bo nie jest to zmiana na stałe, z czego bardzo się cieszę). Nie było wielkich wejść, na widok których podekscytowany widz, czyli ja, spadał z kanapy i pospiesznie przeliczał oszczędności, by zdać sobie sprawę, że nigdy nie będzie go stać na takie cudo, ale pojawiło się kilkanaście naprawdę wpadających w oko kreacji – i bardzo łatwo pośród nich było wypatrzeć trendy, a i może tegoroczny dress code, który brzmiał chyba: Na starym filmie, takim bez kolorów, jak coś. Czerń i biel, no. Wymyślicie coś.

Czarne madonny

Od prawej strony u góry: Phoebe Waller-Bridge, Deepika Padukone, u dołu: Jennifer Connelly, Dania Gurira, Nicole Kidman, Andie MacDowell (kliknij w zdjęcie, by je powiększyć)

Nie można było nie zauważyć, jak dużo w tym roku było czerni. Czerwony dywan przez ostatnie parę lat charakteryzował się albo sukniami typu na przypale albo wcale, we wszystkich kolorach tęczy, albo prostotą i skromnością. Kolorów w tym roku było bardzo mało, ale za to czerń wróciła triumfalnie na czerwony dywan i ciasno opięła angielskie kształty scenarzystko-aktorko-reżyserki Phoebe Waller-Bridge, o której zaczęło być bardzo głośno i szybko nie przestanie, bo bierze udział w wielu dużych projektach, np. w nowym Bondzie. Jennifer Connelly, zdobywczyni Oscara za występ w Pięknym umyśle, podkreśliła czernią swoje zgrabne ramiona, Andie MacDowell w czarnej skromnej sukni, której jedyną ozdobą było nieśmiale zwężone ramiączko, wyglądała bosko, zwłaszcza w połączeniu z jej naturalnie siwymi włosami, ale moją ulubienicą była tym razem Nicole Kidman, z której chętnie bym zerwała tę suknię i schowała ją głęboko w szafie, a potem przed nią usiadła i pilnowała, by nikt mi jej nie zabrał. Teoretycznie takie kwiatowe ornamenty 3D powinny wyglądać tandetnie, jak u Halle Berry w wersji waniliowej (na zdjęciu poniżej), ale tutaj zagrały kwietną sonatę.

Białe madonny

Od lewej u góry: Rooney Mara, Halle Berry, Tems, u dołu: Michelle Williams, Emily Blunt, Michelle Yeoh (kliknij w zdjęcie, by powiększyć)

Naprzeciw spowitym w czernie gwiazdom wyszła biała armia. Mówi się, że ta ilość bieli miała być pokojową manifestacją, ale wiadomo, jak należy traktować słowa mówi się. Nikt na dywanie głośno do pokoju niestety nie wzywał, a przynajmniej ja nie słyszałam.
Zupełnie nie zachwyciła mnie spowita w biel jak mumia w bandaże Rooney Mara, ani Michelle Williams w przezroczystej pelerynie inkrustowanej kryształkami, ale już Emily Blunt w klasycznej białej sukni bez ramion (za to z rękawami, a może to były rękawiczki bez dłoni?) wyglądała po prostu fenomenalnie. Nie mogę sobie wyobrazić, jak wiele pracy musiała włożyć w to, żeby tak w niej wyglądać, zważywszy na to, jak trudny do noszenia jest kolor biały w tak obcisłym wydaniu. Michelle Yeoh, wielka zwyciężczyni tegorocznych Oscarów, w swojej pierzastej sukni trochę w stylu lat 20. wyglądała bardzo dziewczęco, co stanowiło idealne tło dla jej niesamowitej energii i dobrego nastroju.

Za to Tems w swojej wielkiej tiulowej kreacji zasłaniała widok sąsiadom z widowni i udawała, że nie wie, o co wszyscy mają problem, jak ta kuzynka, co przychodzi na ślub w białej sukience bez wcześniejszej konsultacji z panną młodą.
Dobrze, że na widowni zabrakło Davida Carradine.

Dla niezdecydowanych

Od lewej: Jessica Chastain, u góry Florence Pugh, u dołu Elizabeth Banks, Vanessa Hudgens (kliknij w zdjęcie, by powiększyć)

Mój wzrok przyciągnęły również czarno-białe kreacje, szczególnie te Florence Pugh i Elizabeth Banks. W przypadku Florence nie mogę się zdecydować, czy bardziej wygląda jak rozkoszny słodki bezik nadziewany talentem, czy jednak jakby przed chwilą zamotała na sobie hotelowe prześcieradło po upojnej nocy, ale mogę zdecydować, że bardzo mi się podoba i jestem zakochana po uszy. Elizabeth z kolei wyglądała jakby ptaszki i myszki, które szyły suknię dla Kopciuszka, narzuciły na nią z obu stron dwa różne materiały, a potem zapomniały, co robiły (zupełnie jak ja wielokrotnie w ciągu dnia) i poleciały dziobać ziarenka i pojeść ser, a Kopciuszek poszedł w tym na bal i i tak wyglądał dobrze.
Jessica Chastain nie miała szans w konkurencji z samą sobą z zeszłego roku (tu link do posta), więc po prostu postawiła na to, w czym jej najlepiej, czyli na błyszczącą suknię w stylu starego Hollywood z czarnym elementem przy dekolcie. Natomiast Vanessa Hudgens, która w tym roku przeprowadzała wywiady, trochę wyglądała, jakby naciągnęła wysoko na siebie moją starą spódnicę z 2008 roku. Ale tę ładną. No tę, w której już nie chodzę, ale nie mogę się jej pozbyć. Wiecie którą, macie taką samą.

Gwiazdy muszą błyszczeć

Od lewej u góry: Ana de Armas, Kate Hudson, u dołu: Signourey Weaver, Sigrid Kandal Husjord, Salma Hayek, Jamie Lee Curtis (kliknij w zdjęcie, by je powiększyć)

O, tak, błysku było co nie miara. Sama siedziałam na kanapie w cekinowej syrence, więc ekscytowałam się za każdym razem, gdy któraś z moich ulubionych aktorek postawiła na coś podobnego. I tutaj chylę czoła przed Signourey Weaver i Jamie Lee Curtis, które pozamiatały w swoich prostych, klasycznych kreacjach. Ana de Armas prawdopodobnie miała nawiązać strojem do którejś wersji Marylin Monroe, ale przy jej wyrazistej urodzie taki blady kolor niezbyt się wyróżniał. O wiele lepiej pasowałby jej kolor jak u Salmy Hayek, od której wprost nie można było oderwać oczu, tak ściągała na siebie całą uwagę, mimo że nie była jedną z najważniejszych gościń.

Pokażę wam co nieco, a co tam

Od lewej: Mindy Kaling, Lady Gaga, u góry Ashley Graham, u dołu Halle Bailey (kliknij w zdjęcie, by 
powiększyć)

Gorsety są w modzie i to widać także w oscarowych kreacjach. Z tych wszystkich tu zebranych chyba najbardziej podobała mi się Halle Bailey, Mała-Syrenka-To-Be, która w takim odcieniu turkusu wyglądała trochę jak spowita morską pianą. Dużo odważniej w kwestii odsłaniania ciała było później na przyjęciu Vanity Fair (tu możecie sobie obejrzeć zdjęcia), ale oficjalny dywan jeszcze jednak jeszcze trochę zobowiązuje.

A gdyby tak to był Gatsby, a nie Oscar?

Od lewej u góry: Adriana DeBose, Zoe Saldana, u dołu: Elizabeth Olsen, Sandra Drzymalska, Eva Longoria (kliknij w zdjęcie, by je powiększyć)

Ewidentnie lata 20. wróciły do mody, a razem z nimi sukienki z frędzlami, jak u naszej polskiej oscarowej reprezentacji, zachwycającej Sandry Drzymalskiej (jestem szalenie ciekawa, jak ta sukienka zachowałaby się w tańcu). Kreacja zblazowanej śpiewaczki jazzowej w wykonaniu Elizabeth Olsen czy wariacje na temat stylistyki i designu tamtych lat na Evie Longorii, Adrianie DeBose i Zoe Saldanie wyglądały, jakby afterparty miało się odbywać na kartach powieści Francisa S. Fitzgeralda albo klatkach Babilonu Damiena Chazelle.

Siła jest kobietą

Od lewej u góry: Alison Williams, Stephanie Hsu, u dołu: Kerry Condon, Cara Delevigne, Angela Bassett (kliknij w zdjęcie, by je powiększyć)

Pomimo zdecydowanej przewagi czerni i bieli na czerwonym dywanie znalazło się miejsce dla kropelek koloru. Moją faworytką w tej kategorii jest Cara Delevigne, która w oszałamiającej ciemnoczerwonej sukni grała nóżką równie udanie jak nieobecna w tym roku Angelina Jolie. Królewski fiolet na Angeli Bassett kojarzy się z mocą i zwycięstwem w kategorii aktorka drugoplanowa, którego odtwórczyni roli królowej w Czarnej panterze chyba była pewna, bo po przegranej z Jamie Lee Curtis zachowała się podobno bardzo nieładnie, i jak za nią nie przepadałam, tak teraz po prostu już zupełnie jej nie lubię. O tę samą statuetkę walczyły Kerry Condon w żółtej powłóczystej sukni i Stephanie Hsu w różowej księżniczce. Kolorowy w tym roku był ten drugi kobiecy plan, bez dwóch zdań.

A ja jestem Cate Blanchett i co mi zrobicie

Po gwieździe, która była nominowana do Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa za doskonałą rolę dyrygentki w Tar, spodziewałam się kreacji emanującej siłą i energią. Myślałam, że będzie to prosty, luźny granitur w jakimś zwycięskim kolorze, ewentualnie z fantazyjnym elementem, lub prosta, ale wyglądająca bardzo high-fashion suknia podkreślająca jej androgeniczną urodę. Cate postawiła natomiast na materiały wyglądające na szalenie kosztowne, natomiast ich krój, a w szczególności góra kreacji, przywodzi mi niestety na myśl fantazyjnie udrapowane obrusy na szkolnej gali z okazji pasowania na pierwszaka. Po dwóch dniach, gdy przyglądam się temu wyborowi już któryś raz z kolei, podoba mi się on bardziej, ale chętnie zdjęłabym z niej tę górę i zostawiła ją po prostu w jedwabnej, czarnej sukni. Ale ja po prostu chyba nie lubię królewskiego odcienia błękitu.

Chwila dla męskiej fantazji

Od lewej u góry: Dwayne Johnson, u dołu Samuel L. Jackson, Paul Mescal, Harry Shum Jr. (Kliknij w zdjęcie, by je powiększyć)

Chociaż jak co roku przeważały klasyczne męskie stylizacje, to znalazło się wielu amatorów trendu na jasną górę do ciemniejszego dołu. I jak z początku kojarzyło mi się to ze strojem kelnera albo muzyka na luksusowym weselu, tak gdy przypomniałam sobie, jak ubierali się aktorzy złotej ery Hollywood, spojrzałam na Paula Mescala świeżym okiem i zobaczyłam, jak fajnie zestawił kremową górę z rozszerzanymi u dołu czarnymi spodniami. Dwayne Johnson natomiast kontynuuje tradycję, ktorą rozpoczął w zeszłym roku Jason Momoa w swoim różowymi garniturze, i wyszedł na scenę w brzoskwiniowej lśniącej marynarce. Towarzyszyła mu wyglądająca jak rurka z kremem Emily Blunt, więc był to duet idealny.

Czar par

Od lewej: Seth Rogen i Lauren Miller, Dean Fleischer Camp i tajemnicza dziewczyna z pięknym uśmiechem (kliknij w zdjęcie, by je powiększyć)

Przeglądając zdjęcia, zwróciłam uwagę, jak dobrze wygląda Seth Rogen w towarzystwie swojej żony Lauren Miller, podobnie jak Dean Fleischer Camp, który wyreżyserował animację o najbardziej uroczym tytule Marcel Muszelka w różowych bucikach, i jego towarzyszka w kremowej slip dress i czarnych rękawiczkach – wyglądają na naprawdę zadowolonych z tego, w jakim miejscu się teraz znajdują. Aż miło patrzeć.

A na koniec statement

Shohreh Aghdashloo, irańska aktorka, która w 2004 roku była nominowana do Oscara za rolę w filmie Dom z piasku i mgły, pojawiła się na czerwonym dywanie w czarno-białej sukni ozdobionej napisami: z prawej strony Women Life Freedom, a z lewej nazwiskami kobiet zamordowanych we wrześniu 2022 w związku z udziałem w protestach. Na festiwalu filmowym w zeszłym roku oglądałam film Holy Spider (który był typowany jako oscarowy pewniak w tym roku, ale ostatecznie przeszedł bez echa), opowiadający pośrednio o sytuacji kobiet w Iranie poprzez historię seryjnego mordercy zabijającego pracownice seksualne i było to naprawdę przejmujące doświadczenie.

Była to jedyna zajmująca stanowisko kreacja, jaką wypatrzyłam w tym roku.

***

To by było na tyle. Czy któraś z pokazanych przeze mnie kreacji wzbudziła w was jakieś emocje? Przyznam, że w tym roku było trochę słabiej niż w zeszłym, ale nadal świetnie się bawiłam, relacjonując dla was galę na moim instagramie. Dziękuję również za wszystkie wiadomości – czułam, jakbyśmy wszyscy razem siedzieli razem na widowni, i kibicowali swoim ulubionym ludziom kina.
Może w przyszłym roku się uda, kto wie?