Przyznaję się. Wszystko robię (prawie) zawsze na ostatnią chwilę. SHARE WEEK nie jest pod tym względem wyjątkiem. Wydawało mi się, że mam jeszcze mnóstwo czasu, dopracowywałam sobie powolutku notkę, aż tu nagle Konrad wrednie odrywa mnie od serialu (o rozwiązującym zagadki kryminalne diable) zdawkowym: – A szerłika to już napisałaś? Wiesz, że to jest do dzisiaj?

Zgłoszenie do Andrzeja poszło wczoraj wieczorem, mam nadzieję, że się załapałam, a na notkę przyszedł czas teraz. Oto blogi, które pierwsze przychodzą mi do głowy, gdy ktoś mnie spyta, co ja tak czytam w tym internecie, a ja chcę od niechcenia rzucić nazwami z różnych kategorii (żeby nie było, że czytam tylko urodowe). Dziś i wczoraj do głowy przyszły mi akurat te:

arlogo

Alina Rose – przez nią o mało nie kupiłam indyjskiego dżemu o smaku korzennym lajt na porost włosów, a wydanie 200 zł na profesjonalną maskę o pojemności 500 ml wydało mi się podstawową potrzebą, wydatkiem należnym każdej kobiecie po okresie mrozów i ogrzewanego powietrza. Taka Alina Rose właśnie jest. Gdy wzdycham przed lustrem po zimie, wygładzając palcami poziome zmarszczki na czole, Alina wrzuca tekst o tym, jak sobie z nimi poradziła w tydzień za pomocą maseczek z alg (zaraz je kliknę. Jak tylko opłacę prąd i inne takie duperele). Wierzę jej, bo dotychczas, czegokolwiek bym nie spróbowała z jej polecenia, większość się sprawdziła. Mimo że jesteśmy zupełnie różne, mamy inne włosy, inną skórę, ona ćwiczy, a ja jem pizzę i tylko smaruję się kosmetykami mającymi tej pizzy przeciwdziałać.

ulaUla Łupińska – nikt z takim taktem nie potrafi powiedzieć całemu internetowi, że popełniony został błąd, jak Pani Korektor. Ba, niektórzy blogerzy są jej jeszcze za to wdzięczni! Profesję kojarzącą się ze zrośniętymi brwiami nauczycielki od polaka, która najwyraźniej nie bardzo rozumiała, czym jest licentia poetica, i z uporem maniaka kreśliła na wypracowaniach całe masy czerwonych krzaczków, Ula ukazuje jako zawód godny przebojowej, nowoczesnej dziewczyny. Blogosfera się jej słucha, kornie przyjmuje reprymendy od kochającej swą niesforną trzódkę Pani Korektor (“Znów odsunąłeś przecinek od wyrazu, ty niegrzeczny blogerze!”) i czyta jej blog, by uzbroić się w ciężkie działa na wypadek masowego najazdu internetowych grammar nazi.

seg

Segritta – przede wszystkim pewna swojej wartości kobieta, co, jak widać, stanowi świetny punkt wyjścia do bycia matką, partnerką czy macochą, i kimkolwiek się tylko zechce, bez zatracania siebie w tych życiowych rolach. A na dodatek jedyna znana mi w blogosferze matka małego dziecka (Nishka się nie liczy, bo ta ma dwie całkiem już duże córeczki, a na dziecię w fazie loading trzeba jeszcze trochę poczekać), którą czytam i od której parentingowych tekstów nie dostaję dreszczy (czy tych od nadmiernej ilości cukru, słodkości i różnych śliczności, czy tych zimnych i niepokojących, spowodowanych modnym obecnie przyznawaniem się do bycia często niezadowoloną posiadaczką dziecka/dzieci). Określając się przewrotnie złą matką, nadal jest po prostu Matyldą. Matyldą, która gra w planszówki, kocha psy i porusza na blogu niewygodne tematy.  Lubię to.

Trzy. Na tyle pozwala Andrzej. Cóż to jest wobec liczby blogów, które naprawdę czytam i które przewijają się przez mój feed przez siedem dni w tygodniu? Mogłabym wydzielić nawet osobną kategorię, którą nazwałabym: Bardzo wiele blogów, na które wchodzę i czytam każdą notkę. Zaliczyłabym do nich m.in. (kolejność przypadkowa): Black Dresses (potrafi zmotywować mnie do pracy), Beauty Fashion Shopping (śledziłam ją, zanim stała się tak popularna), Kasię Gandor (bo uwielbiam jej styl pisania i styl myślenia) czy Kascysko (ponieważ wiem, że dbanie o włosy to nie tylko kolorowe butelki).

Mogłabym też wydzielić kolejną listę, którą nazwałabym: Bardzo wiele blogów, na które wchodzę co jakiś czas i czytam jak leci wszystkie teksty, które nazbierały się od mojej ostatniej wizyty. A później kolejną listę z blogami, które z przyjemnością czytam od czasu do czasu. Listę z blogami o książkach. Listę z blogami o filmach. Listę z blogami o blogach. Listę z blogami o listach. Ale podobno nie o to chodzi i Konrad mówi, że Andrzej mówi, że mam się streszczać.
To się streszczam.

Andrzej, nienawidzę cię.