Na pewno bolał ofiarę gwałtu. Prawdopodobnie trochę też gwałcicieli, o czym wie z pewnością każdy, kto choć raz próbował uprawiać seks w autobusie. Później musiało boleć rodzinę, bliskich i rzeszę empatów na całym świecie.
Przynajmniej w grudniu 2012, kiedy do rzeczonego gwałtu doszło. Bo jestem pewien, że w 2014 nikt poza rodziną i bliskimi już o tym nie pamiętał, a wszyscy ze zdolnością wczuwania się w losy innych zdążyli już dawno zapomnieć i w międzyczasie czasie znaleźli historie setek innych ludzi, nad których losami mogli się ulitować, żeby nakarmić swoje wielkie kochające i nieznoszące cierpień i niesprawiedliwości serduszka.
Do wczoraj nie pamiętali o tej dziewczynie. Przypomniała im o tym sesja zdjęciowa pod tytułem “Zły skręt”. Podlinkowałbym, ale po tej całej gównoburzy, która się wokół niej rozpętała, Behance ją zdjęło. Jedno ze zdjęć widzicie na początku tekstu, historię i obszerniejszą galerię możecie poznać chociażby na BuzzFeed albo Huffington Post. Jak wolicie po polsku, to chyba NaTemat o tym pisało, ale musicie poszukać sami, bo ja ich linkować nie będę. W wielkim skrócie. Ludzie nienawidzą autora, Raja Shetye (jak można czuć cokolwiek negatywnego do gościa imieniem Raj?), bo jest “pieprzonym cynikiem” i żeruje na uczuciach innych.
Nienawidzą go, bo są idiotami, którzy nie rozumieją, czym jest sztuka. Bo fotografia jest sztuką. Nawet w wydaniu glamour. A dobra sztuka, przy całej swej nieokreśloności i umykaniu definicjom, ma jedną cechę, którą powinna się charakteryzować. Powinna łapać cię za uszy i, choćby siłą, wyciągać z twojej strefy komfortu. Ma powodować zmieszanie. Masz się zatrzymać i pomyśleć. Ma ci pomóc pamiętać. Jeśli trzeba, może w tym celu nawet skopać jaja tobie i twojej pieprzonej politycznej poprawności.
Zlinczowałbyś Picasso za to, że namalował Guernicę? Tak, wiem, że to nie to samo. Ta sesja nie jest wiekopomnym dziełem. Wręcz przeciwnie, za pół roku i tak nikt nie będzie o niej pamiętał. Tylko że w pewien sposób to dokładnie to samo, tylko z innymi środkami wyrazu. Czy ta sesja zdjęciowa wywołałaby jakąkolwiek reakcję, gdyby nie ta glamouryzacja, której wszyscy się czepiają? Wątpię. Gwałt nie jest niczym nowym w sztuce w ogóle, ale jeśli komuś zechce się upierać, żeby nie łączyć z nią tego gatunku fotografii, to ok. Przemoc nie jest czymś szokującym nawet dla samej fotografii modowej. Już nie wspominając o tym, że nie zobaczyłbym tu gwałtu, gdyby mnie o tym nie poinformowano.
Jeśli za coś można się do Shetye przyczepić, to za to, że nie miał odwagi stanąć murem za swoim dzieckiem. Dał się zaszczuć bandzie szczekaczy i strażników moralności. Tłumaczy, że ten gwałt nie był jego inspiracją. Że próbował zwrócić uwagę na problem powszechny na całym świecie. Oczywiste jest, że w pierwszej kolejności próbował zwrócić uwagę na siebie. Później na problem. Wykorzystując do tego tę historię. Szkoda, że zabrakło mu jaj, żeby to przyznać.
A teraz śmiało, mnie też nazwijcie cynikiem.
Ale wcześniej chociaż przez chwilę się zastanówcie.
foto Raj Shetye / behance.net