Hej! Na wstępie musisz wiedzieć, że tekst, który zaraz przeczytasz, nie jest recenzją. Jest czymś zupełnie innym. W przypadku “Czarownicy” odrzucam całkowicie krytyczne podejście. Nie mam zamiaru zastanawiać się nad jej zadami i waletami, odpuszczam analizy, wytykanie wad scenariusza i zdroworozsądkowe podejście do kina. Jeśli zdecydujesz czytać się dalej, to pamiętaj, że to tylko i aż zbiór absolutnie subiektywnych wrażeń. Lista powodów, dla których MUSISZ iść do kina na “Maleficent”.

A musisz, jeśli została w tobie chociaż odrobina dziecka, bo to najlepsza filmowa baśń ostatnich lat. Wszystkie Czerwone Kapturki i Królewny Śnieżki nie mają jakiegokolwiek podejścia. Przyznam się, z delikatnym rumieńcem, że bawiłem się lepiej niż na “Hobbicie”. Na obu “Hobbitach”. Razem wziętych.

Przede wszystkim to film, na który możesz iść z każdym. Trudno mi sobie wyobrazić kogoś, kto bawiłby się na nim źle. Na sali był szeroki przekrój społeczeństwa w próbie liczącej około 30 osób i nikt nie wyszedł niezadowolony. Idziesz sam, z dzieckiem, dowolnej płci partnerem i jest tak samo fajnie.

Dzieciaki mają piękną baśń, wróżki, skrzaty i smoki. Knieja, bajkowy las zamieszkany przez bajkowe istoty jest pełen kolorów, piękniejszych i straszniejszych magicznych stworzeń i świetnych widoków, ale pozbawiony avatarowej przeginki. Ot, taki fajny polski las po paru grzybkach. I nawet 3D nie jest tragiczne. Raczej z tych dających głębię, niż wciskających w fotel, ale jest naprawdę nieźle.

Faceci dostaną całkiem niezłą, choć krótką scenę bitwy i piękną i pełną seksu Diabolinę. Zmysłową, chociaż nie pokazuje ani kawałka cycka (hehe). Te usta, ten wzrok, te ruchy, ta czerń. Ktoś powinien poważnie rozważyć obsadzenie Jolie w roli Catwoman w następnym Batmanie. Dawno nie zagrała tak dobrej roli. Zaczynam rozumieć czemu K tak ją uwielbia. I czemu zdarza jej się westchnąć jej imię w chwilach, kiedy powinna wzdychać moje. Ta kobieta jest stworzona do grania nieoczywistych i silnych bohaterek. Wypluwam wszystko, co o niej powiedziałem po “Turyście” i proszę o więcej. Aurora wypada przy niej blado jak dupa biskupa.

Laski dostają za to prawdopodobnie najbrzydszego disneyowskiego księcia i najmniej królewskiego króla. Który na dodatek zamiast zbroi nosi przetopiony Żelazny Tron. Na szczęście wynagradza to duży czarny ptak majtający się po ekranie przez pół filmu. Co zaskakujące, kobieta gadająca ze swoim ptakiem wygląda zdecydowanie mniej dziwnie niż prowadzący podobną konwersację mężczyzna. Jeśli zdecydujecie się zabrać partnera płci dowolnej, może wynieść w ramach gratisu cenną lekcję. Złamać kobiecie serce, to jak uciąć jej skrzydła. Niech się przekona, do czego zdolna jest kobieta, która pragnie zemsty.

Najfajniejsze jest to, że wielopokoleniowość i uniwersalność nie wynikają, jak to zwykle z tego typu produkcjami bywa, z nafaszerowania filmu dla dzieci seksualnymi i politycznymi czy zrozumiałymi tylko dla dorosłych żartami wyższych lub niższych lotów. To raczej kwestia umiejętnego operowania ironią, sarkazmem i konwencją. Od wczoraj ulubionym zdaniem K jest “I like you begging”. Nawet zwykłej kawy nie można się doprosić i jestem zmuszony pisać te słowa w kawiarni.

Nie zdarza się często, żeby film tak mnie zaskoczył. Spodziewałem się najwyżej średniaka, ale K się uparła, “bo Angelina”. Nawet niespecjalnie żałuję, że odbyło się to kosztem nowych X-Menów. Nawet mam ochotę iść jeszcze raz. Albo dać się adoptować Brangelinie, żeby nowa mama mogła mi czytać bajki na dobranoc. Albo chociaż kupić mojej czarownicy takie rogi.