To był wyjątkowo udany weekend majowy. Tak bardzo analogowy i pozbawiony Internetu, jak tylko się dało. Nawet pogoda nam za bardzo nie przeszkadzała, mimo że nikt jej chyba nie powiedział, że kwiecień już minął i pora już skończyć przeplatać. Odrobina wiatru i deszczu czy stanowczo zbyt niska temperatura to żadne wyzwanie w dobrym towarzystwie. Przed prawdziwym stanęliśmy dopiero, kiedy to towarzystwo się rozjechało. Jak w ciągu tych kilku godzin, które zostały do poniedziałku, zregenerować nadwątlone przez wypoczynek siły? K znalazła odpowiedź:
– Chodźmy do wanny i zróbmy coś wyjątkowego!

– K, uwielbiam twój entuzjazm, ale nawet ja mam swoje granice. Jestem tak objedzony i wycieńczony, że może zdobędę się na występ albo dwa, ale na pewno nie będzie to coś wyjątkowego.
– No wiem, dlatego zróbmy coś naprawdę wyjątkowego. Poczytajmy w niej gazety.
– Szaleństwo!
Bo to naprawdę szaleństwo. Czas, kiedy regularnie kupowaliśmy magazyny, już dawno minął. Czas, kiedy kupowaliśmy dzienniki, nigdy nie nadszedł. K jeszcze do niedawna kupowała książki, ale odkąd dostała na urodziny własnego Paperwhite’a, poza naprawdę wyjątkowymi dla nas książkami, oboje czytamy już tylko ebooki. Poza sprawami zawodowymi nasz kontakt z prasą spadł ostatnio do minimum, a niedzielny wieczór wydawał się idealnym momentem, żeby się z nią przeprosić. Co odpręża tak jak szelest przewracanych stron? No pewnie, że seks. Dlatego kiedy K, wysoce oburzona brakiem “Wysokich Obcasów”, ściągnęła ze stojaczka na stacji paliw “Zwierciadło”, ja sięgnąłem po “Playboya”. No i trochę przez sesję z Luxurią. Kocham Luxurię tą samą miłością, którą darzę Natalię Siwiec. Miłością z przekory.
Pewnie była w tym zakupie również doza sentymentu. To właśnie “Playboy”, obok “Pressa”, był najdłużej i najregularniej kupowanym przeze mnie miesięcznikiem. Czy teraz zacznę kupować go znowu? Nie, raczej nie. Nie żeby był zły, ale dla mnie stał się nijaki. Cały czas miałem wrażenie, że mogę mieć te wszystkie treści w Internecie. Tylko lepiej, ładniej i taniej. Nie wiem, czy zmienił się Playboy, czy zmieniłem się ja, ale czułem, że jest w nim za mało wszystkiego. Za mało reportażu, za mało wywiadu, za mało pięknych dup. A to właśnie wywiadem i reportażem stali zawsze mocno. I felietonem. Może przede wszystkim felietonem? Pamiętam, jaki miałem żal, kiedy odchodził niezastąpiony duet Bakuła i Zalewski. Pamiętam, że dosyć szybko przywiązałem się do Maleńczuka i, o dziwo, Muchy. Ale teraz?
Teraz felieton jest tylko jeden. Pisze go kobieta. Chyba nawet młoda, chyba nawet ładna i chyba nawet mądra. Ale jej felieton “Tego nie róbcie w łóżku” jest kompletną pomyłką. Nie dlatego, że tak strasznie uogólnia i upraszcza. Wiecie, że sam lubię wszystko sprowadzić do zero-jedynkowej sytuacji. Bez tego nie da się czasem pokazać szerszej perspektywy. Nie dlatego, że się z nią nie zgadzam, bo nie jestem kobietą, żeby się kłócić na temat tego, co kobiety lubią, a czego nie. Chociaż moje doświadczenia raczej pokrywają się z jej tezami. Skreśliła całą stronę tekstu jednym malutkim akapitem. Jak zwykle wszystko rozbija się o seks analny.
Zaczyna się normalnie 
“… nie drażnijcie za bardzo naszej pupy, jeśli same wyraźnie do tego nie zachęcamy. Nie łaskoczcie, nie wędrujcie palcami gdzie nie trzeba, nie “mylcie się” też w czasie kochania się”.
No ok. Uważam dobieranie się do tyłka kogoś obcego za co najmniej nietaktowne. Jeśli jesteście w związku, to raczej znacie swoje granice i wiecie, co macie robić, a czego nie.
Dalej robi się śmiesznie. 
“Przede wszystkim w tej formie prowokuje to, przepraszam, puszczenie bąka”. 
Nie jestem pewien jak bardzo fizjologia kobiet różni się w tym względzie od męskiej, biologię miałem na siódmej lekcji i wiecznie przysypiałem, ale wydaje mi się, że jeśli komuś zawsze chce się puścić bąka to ma problemy, z którymi należy udać się do gastrologa. 
Dalej robi się tragicznie.
“Jeśli nie mamy ochoty na seks analny, takie starania nic wam nie dadzą (bla bla bla trzeba porozmawiać) Jeśli wstydzicie się normalnie, spróbujcie w okolicach swoich urodzin, albo kiedy ona wie, że macie stresującą sytuację w pracy. Powiedzcie, że potrzebujecie wyższego poziomu intymności, którego chcecie spróbować tylko z wybraną kobietą. Może uzna to za komplement i się zgodzi”.
I to jest moment, kiedy się zwyczajnie w świecie i po ludzku wkurwiłem. Do tej pory tkwiłem w przekonaniu, że od idiotycznych rad są kobiece pisma. Zapamiętajcie sobie wszyscy, kobiety, mężczyźni i inne, że jeśli chcecie stworzyć szczęśliwe związki, to musicie poznać wartość seksu. Seks nie jest nagrodą, prezentem czy nagrodą pocieszenia. To znaczy może być, ale nie w formie wyłudzonej lub danej z łaski. Nie chcesz mu dać w pupę? To mu nie dawaj. Ona nie chce ci dać w pupę? To się z tym pogódź albo wymień ją na inną. Bo sytuacja, w której przestajemy robić w łóżku coś, co daje w łóżku przyjemność obojgu, a zaczynamy robić coś dla zysku, z litości lub jakichś innych idiotycznych powodów, nie różni się zasadniczo od kurwienia. Łóżko może być sceną wielkiej gry i wspaniałych ról, ale nie areną małych gierek. Tym bardziej boli, że mówi to kobieta. 
Chcecie wiedzieć czemu faceci to świnie? Bo kobiety uczą nas świniami być.