Znacie te dni, kiedy wydaje się, że cały wszechświat nie ma innych zmartwień, poza jak najskuteczniejszym pognębieniem Cię? No ja do niedawna nie znałem.
Pierwszy był laptop. W jednym momencie opuściła mnie bateria i klawiatura. Bywa, komputery lubią umierać. Szczególnie tanie służbówki. Nie będę za nim płakał.
2 godziny później trafiło telefon. Dopiero to mnie naprawdę dotknęło. Stracić oba punkty dostępu do sieci jednego dnia, to już pech. Ale to ostatni dzień pracy, przecież nie będę się przejmował. Przynajmniej do poniedziałku. Weekend bez Internetu dobrze mi zrobi.
Ale żeby jednego dnia odebrać mi jeszcze Kindla? I wszystkie moje książki, zrzucone na później artykuły i notki? Klątwa. Nie jestem jakoś superprzesądny, ale innego wytłumaczenia nie znajduję. Chyba że wybuch na Słońcu cisnął we mnie bardzo skondensowanym ładunkiem magnetycznym. Albo zaraziłem się od K wyjątkowym talentem do psucia wszystkiego w okolicy.
Nie zrozumcie mnie źle. Nie przykładam specjalnej wagi do przedmiotów, ale kiedy już coś przy mnie chwilę pobędzie, mam do tego przedmiotu stosunek bardzo osobisty. Nawet telefony mi się ciężko zmienia. Poza tym w ciągu sześciu godzin zostałem brutalnie wykopany z XXI wieku.
Jak bardzo jestem wściekły uświadomiłem sobie, jadąc trzęsącym się, nieogrzanym autobusem. Głodny, bo bez dostępu do Internetu nie mogłem przelać pieniędzy na jedyną kartą, którą miałem przy sobie. Peszek.
Kiedy autobus dotoczył się na miejsce, ona już czekała. Uśmiechnięta, z rumianymi od chłodu polikami i z wymalowanym na twarzy łobuzerskim uśmiechem.
– Cześć.
– Masz – wyciągnęła w moją stronę paczkę – otworzysz w samochodzie. Cycki sobie zaraz odmrożę.
– Do domu?
– Nie-e.
– K, jestem głodny, zmarznięty i odarty ze wszystkiego co kocham. Zawieź mnie do domu i pozwól mi umrzeć.
Ale ona wiedziała lepiej. Zawsze wie lepiej. Wiedziała, że wystarczy zawieźć mnie na kawał mięsa w pieprzu, żebym przestał pieprzyć. A nakarmionego zaprowadzić do kina.
Thor okazał się bardziej prokobiecy, niż ktokolwiek by się spodziewał. Męskie wyrzeźbione klaty – 3, cycuszki – 0. I kobiety rozmawiające o fizyce. Bechdel byłaby dumna.
I dopiero w domu, rozpakowując “Ucztę lodu i ognia” i rozważając, co ugotuję jako pierwsze, zorientowałem się, co się tak właściwie stało. Zostałem podle zmanipulowany. Bezczelnie odebrano mi możliwość zatopienia się w smutku.
Wredna jędza.
In your face, wszechświecie.
Cały ten wstęp służy poinformowaniu was, że nie wiem co będzie z notkami, bo zostałem bez komputera. Nie słyszał ktoś o wyprzedaży ultrabooków?